Dziennik budowy jk69
Taaa. Dzisiejszy dzień był naprawdę wielowymiarowy.
1) rozpoczęła się budowa domu
2) oczywiście w tym czasie mój mąż wysłał się w zagraniczne delegacje
3) zostawiwszy mi sprawę do załatwienia w pracy zakreconą bardzo
4) oraz spotkanie z elektrykiem - wreszcie zrobi nam skrzynkę RBK (chciał również kłaść dalej kabel, ale nic z tego, bo nie wiadomo gdzie - w skarpie, nad skarpą, pod skarpą, za skarpą, itd. - odłożone do zrobienia później)
5) rury, z których zakopania tak się cieszyłam miesiąc temu , okazały się być źle zakopanymi rurami i za karę zostaną w części ekshumowane, i - odłożone do zrobienia później....
6) naszła mnie prezydencka niemoc - przy czym nie chodzi mi tu o goleń, ale o odwołanie szczytu waimarskiego, w związku z czym;
7) zabrałam dzieci na działkę i nagły odwrót do domu,
7a z dziećmi do sklepu i nagły odwrót do domu
7 b) do bankomatu (zaliczki - moje ulubione słowo) i j.w.
I tak, poruszając się ruchem konika szachowego (z przewagą: galopem do łazienki) zdołałam na koniec wrzucić umazane lodami chłopiatka do misek rozstawionych dumnie na środku tzw. salonu (to ostani krzyk mody wśród 2 i 3 latków - kąpiel z widokiem na DTV) by odbyć godzinną telekonferencję z architektem na temat zmian (głupich - pogląd architekta) w projekcie i tego dlaczego one są głupie.
Dodatkowo zostałam na mojej własnej działce ugryziona przez osę (chyba, bo zniknęła).
A w tzw. międzyczasie odbyłam jeszcze wojenną naradę z Panem J. w jego biurze - czyli samochodzie (dostawczy merol ). Zbrojenia i takie tam pogaduchy.
Jak zamieszkam w domu, to mam nadzieję, zapomnę. Tej osie oczywiście.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia