Nad brzegiem morza...
przeczytalam swoj post z powyzej i...
och jaka ja jestem naiwna
naprawde wierzylam,ze przyjedziemy do domu gdzie beda zlozone meble? stolarz zrobi obiecany stol,krzesla i moj wymarzony barek? i na koniec prac z ogrzewaniem liczylam a nawet na parapety i polozone kafelki,ktore z jezorem na wierzchu i wrzeszczacym dzieckiem pod pacha kupowalam
po przejechaniu 1000 kilometrow..kilunastu godzin w podrozy zastalismy meble w takim stanie w jakim je zostawilismy wszedzie walaly sie srubki i zawiasy w przedpokoju lezaly kafelki tak jak zostaly zlozone po przywiezieniu ze sklepu,prad byl tylko w 2 gniazdkach,woda zupelnie odlaczona a po dokladniejszym obejrzeniu chalupy i dobytku stwirdzilismy,ze brakuje czajnika stolu i krzesel oczywiscie ani widu ani slychu a po barku sluch zaginal...byly wprawdzie parapety zlozone byle jak pod sciana...tylko usiasc i plakac
wykonalam kilka telefonow i nie bylam najgrzeczniejsza w tamtym momencie...
pozyczylismy od sasiada miske wody,zeby chociaz przetrzec pyski przed polozeniem sie spac..kolacji nie bylo
od rana nastepnego dnia az...do ostatniego wrrrr dnia niby urlopu kazda godzine zaprzataly nas sprawy budowy i te zalegle i biezace..na plazy bylismy raz ze 2 godziny i ja z synem dodatkowo poszlam 2 razy na nadmorski spacer reszta czasu to budowa,budowa i jeszcze raz budowa...
ale..po kolei..
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia