Do belki belka, do deski deska...
Witam wszystkich budujących i nie tylko
Przygodę czas zacząć. Otóż pewnego letniego wieczoru (a było to w lipcu 2001r.) padło stwierdzenie: BUDUJEMY DOM!!! Rozpoczęło się gorączkowe szukanie działki. I pewnego dnia jest! Rolnik stwierdził, że sprzeda nam 1 ha ziemi za kwotę 15 tys. zł. Cyt: „…Jeśli będzie potrzeba z 1 ar więcej to nie ma sprawy dodam…” (chodziło nam o siedlisko). Wypłaciliśmy kasę na zaliczkę i jedziemy spisywać umowę. A tu się okazuje, że sprzeda 1 ha tylko: „…nie zrozumieliśmy się. Mi chodziło o 150 tys. zł”. Tak więc nici z działki. Szukamy dalej i jest. Rolnik podzielił pole na działki budowlane i sprzedawał po 15 000zł za 10 arowe działeczki. Wpłaciliśmy 500zł zaliczki, ustaliliśmy, że reszta za 3 miesiące i czekamy. Po jakimś tygodniu wybraliśmy się na oglądanie „już prawie” naszej działki. Nagle coś „woniajet”. Podążamy za „głosem” nosa i naglę stwierdzamy, że jakieś 800m w linii prostej jest oczyszczalnia ścieków dla miasta. Okoliczni mieszkańcy stwierdzają, no czasami trochę zajeżdża. Ech, 500zł poszło się paść. Stwierdziliśmy, że trzeba trochę ochłonąć.
W styczniu 2004 pada decyzja: kupujemy materiał na dom (chwilowy przypływ gotówki). Zakupione 40 m^3 bali z tartaku zostaje złożone „na lepsze czasy” u wykonawcy, który cyt: „… za niewielka opłatą przetrzymam Państwu te bale…”. Za zadaszenie płacimy 1000zł.
Poniżej: opiekunowane drewno
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia