Babie Lato w Królestwie Pruskim
9. Karczowanie - czyli pierwsze przygotowania w terenie
Zaczyna się wiosna, powoli, małym kroczkami, może już niedługo weselej zaświeci słońce. Wyciągam Pilarkę, ostrzę siekierę i ... zaczyna się karczowanie działki. Serce boli, ale gdzieś trzeba wcisnąć dom.
Przejście pierwsze - wyznaczam wszystko co mam wyciąć. Piła w garść i już lecą pierwsze brzozy i jesionoklony. Przejście kolejne - docinam krzaczki i wszelkie przeszkadzające i zbędne drzewa. Ostatnie podejście - pokkrzesuję pozostawione drzewa, usuwam te które jednak będą przeszkadzały. Wrażenie jest piorunujące - obraz jak po bitwie. Zaczyna siąpić deszcz, działka stałą się ponura, a ja jak sobie pomyślę o uprzątnięciu tego... ech, idę do domu.
Mija kilka dni, sam nie wiem jak się zmobilizować do dalszej pracy i nagle na spacerze mnie olśniło - sąsiad ma kominek. po kilkuminutowych negocjacjach sprawa załatwiona. Sąsiad wyrabia sobie co chce, a resztki układa na kupę... Nieźle to sobie wykąbinowałem . Uprzedzam pytania i wyjaśniam, że nawet jeśli nabrałbym chęci, to i tak nie miałbym gdzie złożyć wyrobionego drewna, a przez 2-3 lata brzoza by i tak zgniła. Stosunki dobrosąsiedzkie nawiązane... jakoś to będzie.
Sobota - od rana leje - ale to i tak lepiej niż w piątek (strasznie wiało). Odwiedza nas moja mama i napuszcza na robotę. Idę dla świętego spokoju - bo i tak nie będzie się palić. Ale jakoś deszcz przestaje padać więc głupio wracać do domu. W bólach rodziło się to ognisko (szkoda, że nie zabrałem aparatu - zdjęcia byłyby fantastyczne - ogień prawie na 3m).
Było już późno jak stanąłem nad wielkim wylkanem pełnym żaru... co robić? Okopałem pozostałości ogniska, wpałem do niego 30l wody i poszedłem spać. Rano znalazłem solidną kupę popiołu. Oj jaka radość, że tak łatwo daję się podpuszczć do nielubianej pracy...
Mija kilkanaście dni. Załatwiam namiary na faceta z "białoruśką" - trzeba by zedrzeć humus.
Odmierzam plac na którym ma stanąć dom, wbijam paliki i czekam. Następnego dnia, kilka minut po umówionej godzinie dociera do mnie wesoby kopacz. Obejrzał działkę, wysłuchał życzeń i zabrał się do roboty. W kilka godzin powyrywał pniaki, zplantował plac i usypał okazałą stertę darny i ziemi.
Zapraszam na wizytację żonę... Jaki wielki plac . Trochę nas to niepokoi, czy może coś źle nie wymierzyłem. Ponowne pomiary utwierdzają mnie, że poza planowanym marginesem, błędów nie ma. Widocznie tak ma być.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia