Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    179
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    266

Babie Lato w Królestwie Pruskim


rafałek

488 wyświetleń

10. Wyruszam na poszukiwania wody

 

 


Dzień wejścia ekipy coraz bliższy. Trzeba by się zatroszczyć o prąd i wodę na działce. Wszystko niby proste, skrzynka z prądem stoi od końca listopada (a może były to pierwsze dni grudnia?) Woda jest gdzieś koło drogi... Prąd może poczekać - podłączenie licznika = zapłacenie 2 raty i założenie licznika. W międzyczasie dowiedziałęm się, że potrzebny jest glejt od elektryka o przeprowadzeniu pomiarów. No tu chyba przegięli! Jakich pomiarów? na czym? przecież przyłącze oni zrobili i zakopali kabel. Szafla kupiona od nich (razem z placem budowy - wszystko poskręcane i zapląbowane). No ale co robić. Panowie z ZE mówią, że glejt ma być i tyle, a elektryk już będzie wiedział o co chodzi... Idę do elektryka. Jest dobrze zorientowany. Wie o co chodzi - ja już też... chwila i mam glejt i mniej w kieszeni - dobrze, że tylko 25 zł. Elektryk należał do tanich - może ma starą pieczątkę? .

 


Licznik może poczekać - po co podpisywać umowę i płacić za przesył "lepszego" prądu budowlanego? Tak się zastanawiam o ile on jest "mocniejszy" już widzę, jak betoniarka wiruje, jak wiertarka sama wierci - co prąd to prąd!

 

 


Biorę się za wodę. Mam mapkę, gdzie jest wyrysowane gdzie przebiega rura. O jak ładnie, o ja głupi, o ja naiwny - idę z zapałem i wiarą w mapę...

 

 


Dzień pierwszy: Robię namiary. Pierwszy od kamieni granicznych, drugi od działki sąsiada. Będę kopał metr na metr i idę w dół. Trafię na pewno jak "6" w Totka. O ja naiwny. Pierwsze pół metra - koszmar - trawa, glina, kamienie. Z czasem człowiek się przyzwyczaja. Po wykopaniu metra (w dół) ogarnia mnie zwątpienie. Sam nie dam rady... Chwila odpoczynku i rygę ten mój grobowiec dalej, uparcie i z nową nadzieją. Powoli przestaję być widoczny dla otoczenia, wykop na 1,5 m głęboki, dookoła górki usypanej gliny i kamienie - zgodznie z mapką jeszcze 10-20 cm i będzie rura... O moja naiwności. Robi się ciemno - może to jest powód dla którego rury nie widać? Zredygnowany, zmaltretowany, z odciskami na dłowniach wracam do domu.

 


Dzień drugi: Wykop ma 1,8 m głębokości. Poniżejsprawia wrażenie nietkniętego. Biorę mapę - no tak, rura idzie trochę po skosie do drogi, pewnie za blisko drogi zacząłem kopanie. Kilof w garść i wgryzam się w skarpę. Mój wykop robi wrażenie, zaczynają przychodzić pierwsi turyści - może brać za bilety? W końcu to jedyny taki kanion w okolicy.

 


Robi się ciemno, a jak przerzuciłęm około 1,5-2 m3 gliny i kamieni. Wody ani śladu. Zaczyna mnie to wnerwiać. Rura jest, bo sąsiad mieszkający dalej ma wodę, mało tego ma prąd i telefon... Pytam się sąsiada ile wytrzyma bez prądu i telefony bo jak się wnerwię to wezmę koparkę. Wracam do domu.

 


Dzień trzeci: zwołuję konsylium. Zapraszam co bardziej kumatych sąsiadów. Zdania są podzielone, ale przeważa pogląd, że rura jest bliżej drogi. Pokazuję im mapę ale oni przyjmują to z ironicznym uśmiechem. "Co? nie wiem jak to było robione? Przecież geodeta nawet nie widział tego miejsca..." No co robić - zmieniam kierunek kopania i już po godzinie natrafiam na ślad rury. Humor powraca. Mam zamiar uściskać z radości wszystkie wykopane dżdżownice (krety chyba jeszcze śpią).

 


Plany były ambitne - chciałęm wykopać wszystko sam, ale po 3 dniach poszukiwania rury z wodą planuję wynająć koparkę. Tym bardziej, że przekopać się trzeba przez drogę która była utwardzana kamieniami i gruzem.

 


Dzwonię do koparkowego i umawiamy się na ósmą rano. Przyjeżdza punktualnie. Mówię co i jak i zabieram się do odkopywania kabli telefonicznych z od prądu. Kable znajduję po kilku minutach kopania - telefon na jakiś 30-40 cm - ma nawet taśmę ale czemy leży bezpośrednio na kablu? Z prądem jest tak samo ale zakopany na jakiś 60 cm - oczywiście jeden nad drugim, do tego telefon nie figuruje na mapie. Po prostu wiem gdzie go zakopywali - było to z 4 lata temu. Jeszcze tylko ostatnie wskazówki gdzie jest kanaliza i deszczówka i koparka uporczywie wgryza się w ziemię. Po kilku minutach ma wyryte tyle co ja w 3 popołudnia - to była dobra decyzja. O godzinie 9 przyjeżdza hudraulik, ogląda okolicę, mierzy i jedzie po rurę. Koparkowy z gracją napierza obie kanalizacje i pozostawia robotę precyzyjną dla mojego szpadelka (kupiłem ślicznego Fiskarsa specjalnie na tą okazję). Z jednej z rur smród bije niezmiemski - połączenie ma pół centymetra nieszczelności - dobrze że tu glina, widać, że daleko nie wsiąka. Druga rura już nie betonowa tylko kamionkowa (to kanaliza deszczowa - prawie nikt do niej nie jest podłączony - ja planuję zrobić w przyszłości podłączenie ze zbiornika od zbierania deszczówki, ale to odległa przyszłość).

 


Wykop skończony, hydraulik z rurą (wężem - bo to w końcu plastikowa gadzina). Młodego instruuje jak zakładać zasówę z nawiertką) a sam znowu lustruje okolicę, Rozwijają rurę i powoli wszystko składają. Po pół godzinie mam piękny kran z wodomierzem. Koparkowy z gracją zasypuje wykop, my tylko zasypujemy kable. Na koniec koparkowy z gracją ubija kołąmi ziemię w wykopie i wyrównuje całość. Pyta czy coś jeszcze, podrównuje drogę. Należy się 180 zł. A ja głupi 3 dni szukałem rury .

 

 


Dni biegną szybko - do terminu wejścia ekipy już blisko, a jeszcze trzeba zrobić szopę, założyć licznik od prądu i wezwać geodetę który wytyczy dom, ale o tym w następnym odcinku.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...