Babie Lato w Królestwie Pruskim
28. Szukamy okien
W zasadzie to okna były w zakresie naszych zainteresowań od dawna, ale postanowiliśmy się w końcu wybrać do firmy oferującej okna drewniane. Produkują plastiki, ale te są wszędzie. Wziąłem kilka dni urlopu, oddaliśmy Bartłomieja do babci (córka już od dawna jest "na wakacjach"). I jedziemy. Podróż niedaleka (około 20 km). Firma mała, ale piersze chwile rozmowy robią bardzo dobre wrażenie. Jeden rzut oka na zestawienie stolarki i kobieta już się dopytuje czy przypadkiem ona tego już nie wyceniałą. Co tu kręcić. Kontakt był faxowy, ale zawsze. Potwierdzam. Żona w międzyczasie ogląda wystawę i wzorniki kolorów. Rozmowa się rozkręca. Oglądamy drzwi - cena jak z markeru budowlanego a za to wybór... co chcemy to oni zrobią. Mamy do wyboru sosnę na wielowpust (czy jakoś tak), litą (na długość). Na dębową się nie rzucamy z oczywistych powodów. Przy okazji mamy możliwość "zwiedzenia" zakładu. Zakład niewielki, ale robiący super wrażenie. Wszyscy wiedzą co robić, wszędzie porządek. Żona całkowicie się przekonała do okien drewnianych. Koszt okien ze szprosami wewnętrznymi 13000 zł z montarzem.
Wracając do domu wpadliśmy w burzę z gradem, ale jaki grad. Chwilami wielkości orzechów laskowych. Woda na ulicy miejscami dochodziłą do wysokości dłoni. W miejscach gdzie rosły drzewa ulice usłane były liśćmi z gradem. Nigdy jeszcze nie widziałęm czegoś podobnego. Ja bałęm się, żeby jakieś drzewo nie zwaliło się na nas, żona, żeby grad nie wybił szyby.
Na szczęście dom nie ucierpiał, niecały kilometr dalej padał tylko ulewny deszcz.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia