Babie Lato w Królestwie Pruskim
100. Pachnie domem
Widzę, że dziennik spadł mi na drugą stronę więc czym prędzej nową korespondencję szykuję, tylko nie pytajcie kiedy będzie wersja ilustrowana...
Z każdym dniem coraz bardziej pachnie domem (może to majster się nie myje, a upał doskwiera ), ale co mi tam... Gdzie ostatnio nie spojrzę wszędzie tylko płytki. Łazienka co prawda czeka na swoją kolej, bo majstrowe wyliczenia zawiodły, ale płytki mają być (ponoć jutro więc czeka nas pielgrzymka do miasta wojewódzkiego). No ale majster się nie leni, choć ruchy ma powolne, ale to pewnie przez te upały. On z namaszczeniem godnym złotnika, z miną conajmniej alchemika poszukującego kamienia filozoficznego domierza i docina płytki (też mu te karo wymyśliliśmy), ale jakoś się nie skarży. Dom ciepły więc latem chłodek aż miło (dobrze, że mi hydraulik wodę z instalacji spuścił to mnie do kolejnego palenia nie ciągnie... )
A więc na czym to skończyłem... a że płytki w oczach się mnożą. No i dobrze, w końcu na podłogi kupiliśmy ich całą paletę (jakaś wyprzedaż byłą więc wyszły po niecałe 29 zł za m2). No to się płytki kładą aż miło patrzeć. Pachnie domem, po płytkach pozostają same doróbki i drobiazgi, potem malowanie, panele i na co tam jeszcze będą pieniądze (kurcze żeby na jedzenie starczyło) i chyba powoli będziemy się przeprowadzać (żona już zaczyna zbierać wielkie kartony i szykuje plan ewakuacji z mieszkania...). W takieje chwili postanowiłem zabrać się (tylko organizacyjnie) za otoczenie. A z otoczenia to na razie realne są 2 sprawy:
1. Kanalizacja (w tym deszczowa)
2. Niwelacja terenu i (aż się boję przyznać) uregulowanie sprawy przeszkadzających drzew.
Kanalizacja to sprawa banalnie prosta pomijając kopanie w glinie o którym już nawet nie myślę. Nastał sądny dzień - przyjechał mój ulubieniec koparkkowy - jak to niektórzy mówią "z ogorzałą twarzą". No on pewnie nikomu nie odmawia i za kołnierz nie wylewa. Posłuchał, popatrzył i już widzę, że ma jakiś plan... Zaczął od wywozu gruzu. Miejsce uzgodnione (pójdzie na naprawę drogi). Gruzu i gliny (pozostałości po schodach wejściowych) wyszło około 3 przyczep . Skąd oni tyle tego naprodukowali Kolejny punkt to rwanie pniaczków (w większości po pierwotnym zadrzewieniu i zakrzewieniu działki) i tu pojawił sie problem, bo sprzęt jakim dysponował mój ulubieniec do rwania się nie nadawał (tenże był na gościnnych występach). Ustaliliśmy, że zepchnie co się da od frontu i nawiezie ziemi z moich pryzm humusowych. Jak uzgodniliśmy tak zrobili... Do godziny 13'stej teren przed i z boku domu zmienił się nie do poznania. Po gruzach ani śladu, za to niecka przed domem stałą się prawie niezauważalna. Co prawda to jeszcze nie to co miało być (chcę się zrównać z poziomem drogi), ale już wygląda na zalążki trwanika. No myślę sobie - jest nieźle. Z boku domu, gdzie przelegiwały zapasy humusu skrzętnie zgarnięte przed ponad rokiem przez tego samego pana teren płaski i... kurcze to wszystko to nasza działka... ale się duża zrobiła... Przyszedł czas uzgodnień na dzień następny czyli rwanie pniaków - a troszkę ich doszło. Po bużliwej debacie rodzinnej wypadły: 1. Kępa brzóz przed wejściem (w końcu jakoś trzeba wchodzić do domu), brzoza przed wykuszem i 2 brzozy koło garażu. Wiem wiem, majster też się w czoło pukał, ale on ma dom "na pustyni". Te drzewka teraz są łądne, ale za 10-15 lat będę je miał nad dachem i... ktoś będzoie czyścił rynny i martwił się podczas wiatrów. Przyszedł też czas na największą moją rozterkę - dąbek przed tarasem. Tu przyznam, aż mnie serce bolało. Kiedyś był niekształtną dwójką (dwa wierzchołki), ale 2 lata temu go wykrzesałem i pięknie uformowałem. Widać mu to służyło, niestety - taras ma być słoneczny tak samo jak południowozachodnia wystawa domu. Dziś dąbek jest już przeszłością jednak na zawsze pozostanie w moim sercu i na fotkach. Tak więc pan dziś wyrwał wszelkie pniaczki jakie pozostały jeszcze na naszej dzuiałeczce, wypchnął kamienie jakie mogą przeszkadzać w dalszych pracach ogrodowych (później jaki ktoś ich nie "pożyczy" wrócą by zdobić nasz ogród).i zabrał się po konsultacjach z hudraulikiem za kopanie przyłącza do kanalizy. I tu niespodzianka, bo sam tego nie widziałęm, ale jak mówią naoczni świadkowie wykop był tak piękny, że hydraulika aż mało krew nie zalała. Ale co robić, ostatnio coś przebąkuje o rozliczeniu a te przyłącze ciązy jak nie wiem co. Co się okazało wykop był tak piękny, że aż za głęboki i tu nasz dzielny hydraylik poraz pierwszy zalał się potem przy pozsypywaniu rur. Wynika z relacji świadków, że "radość" jego nie znałą granic. Chyba pierwszy raz w historii naszej budowy wykonał tak ciężką pracę . W końcu rury zostały ułożone, wykop zasypany, praca w zasadzie zakończona. Pozostał "mały" problem. Studzienka kanalizacyjna do której się podłączaliśmy jest położona poniżej poziomu drogi. Efekt jest taki, że przy deszczach cały piasek jest wmywany pod betonową pokrywą do środka. Aż dziw bierze, że sąsiada jeszcze nie zalało . W efekcie w najbliższy wtorek ma przyjechać ekipa bliżej mi nieznanych fachowców do wyczyszczenia tego... Czy przyjadą? Zobaczymy - najważniejsze, że nie my będziemy za to płacić.
Co do hydraulika i rur kanalizacyjnych to śpieszę się pochwalić negocjacjami cenowymi. Rury weszły jak wszystko co nasz fachura montuje w VAT 7%. To daje nam już 15% oszczędności. W hurtowni na te rury mamy kolejne 15%. Rano odbieram telefon i słyszę propozycję, że jak nie potrzebujemy FV to dostaniemy jeszcze extra 5% Głupio było nie skozystać. Żona kończy w hurtowni ostatnie zamówienia (kabina, brodzik, bateria itp, itd. Mam tylkonadzieję, że nie zniszczy to naszego i tak gumowego budżetu. A co jutro? Jutro wyjazd i odbieramy brakujące płyti do łązienki, poszukujemy paneli, kupujemy klamki i kto wie co jeszcze. Mam tylko nadzieję, że nasze karty temu podołają, A tak jeszcze w sprawach finansowych. Pytaliśmy się w US jak wygląda sprawa darowizny na cele budowlane. Tu ciekawa sprawa. Pani zasugerowała rejestrację takowych, ale zaraz dodała, że jeśli to zrobimy to mamy na 100% kontrolę skarbową o darczyńcach nie wspomę. Czyli jeśli chcesz być uczciwy, to my ci jeszcze dowalimy kontrolę... Co za kraj szkoda gadać.
I tym optymistycznym akcentem zakończę dzisiejszą relacje
PS. Nie pytajcie kiedy będą fotki - kiedyś będą na pewno.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia