Dziennik Budowlanej Jones
W POGONI ZA ROZUMEM – cz. 2!
Grudzień 2001. Pada śnieg. Pachnie Bożym Narodzeniem
Nareszcie przełom. Znajdujemy dom niedaleko miasta, nowy, w stanie surowym otwartym, ale są okienka drewniane w cenie domku. Działka - pół hektara!!!! A całość taniej niż pękający dom z transformatorem.
Gnamy na złamanie karku! Misiaczek próbuje być sceptyczny.
- Pewnie to jakieś oszustwo – mówi, ale sam różowiutki jest z emocji. Ja mu na to, że sprawa musi być czysta, bo sprzedaje biuro nieruchomości
Domek nie jest wcale żadnym mirażem, działka też. Nie zraża nas to, że sporo czasu zabrało nam przejechanie na drugi koniec miasta i potem jeszcze trochę w głąb pól i lasów. Ale za to jakie widoki z okien. No, jeden się Misiaczkowi nie podoba: linia wysokiego napięcia widoczna z salonu. Ale ja dostrzegam tylko piękne pole kukurydzy z oszronionymi badylami a w tle zamglony las. A ten tu z linią wyjeżdża! No wprawdzie buczy i strzela, ale przecież mróz, więc prawa fizyki, trala lala ….
Małż, wredna małpa, nadal kręci nosem. No fakt, w piłkę to tu nie pogramy, bo ta cholerna linia przecina owe pół hektara dokładnie po przekątnej. No i mamy pas: ja chcę kupować, on nie. Mama nie chce się narażać żadnej ze stron.
Postanawiam zobaczyć owe drewniane okna. Najpierw dostaję info, że są w jakimś składzie, potem, że są lekko zniszczone a na koniec, ze właściwie to ich nie ma. Wyparowały?
Jeszcze nie mądrzeję. Co tam okna, co tam linia wysokiego napięcia! Ja chcę tego domu! Nie chcę żadnej budowy ( o czym zaczyna napomykać mąż – były budowlaniec). Histeryzuję. Boję budowy i już! Moja koleżanka się przez budowę rozstała ze ślubnym! Ja nie chcę tak skończyć! Zaczynam podejrzewać, że Misiaczek może właśnie chce i tylko szuka pretekstu!
Oglądamy w biurze pozwolenie na budowę oraz projekt i wybałuszamy oczy! Na działce stoi coś zupełnie innego! Dobra, sprzedający zgadza się na własny koszt doprowadzić stan prawny budowy do porządku (za brakujące okna, dziad jeden, nie chce obniżyć ceny).
Mojemu mężowi od początku nie pasuje coś w sztuce budowlanej. Żeby nie było, że zmyśla, wieziemy Specjalistę. Specjalista wieszczy katastrofę. Wieńca brak, dach ciężki (kopertowy w L, betonowa dachówka), rozpiera mury, które na rogach już pękają. Nie ma siły – trzeba dach rozebrać.
- No to rozbierzemy! – mówię buntowniczo. Niczego bardziej nie pragnę jak tego domu! Będę go mieć – zaparłam się i już.
Szukam firmy, co się podejmie rozbiórki i ułożenia dachuna nowo. O mało nie mdleję. Wszyscy chcą jakiś astronomicznych kwot. Skąd my je weźmiemy?
A potem ostateczny cios – biuro wycofuje ofertę ze sprzedaży. To bubel prawno- budowlany, mówią uczciwie.
Ten bubel śni mi się po nocach. Póhektarowa działka też. Ja już wiem jedno – nie chcę starego domu. Chcę nowy. Prawie go miałam!
Pewnego ranka budzę się i olśniewa mnie. Przecież ja mogę mieć nowy dom! Wystarczy go zbudować!
c.d.n.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia