Dziennik Budowlanej Jones
Ziemia obiecana - cz.2
O, Boże!
Wydaje z siebie pisk i oblatuję pole kurcgalopkiem. Sołtys i mąż patrzą na mnie dziwnie, ale co tam! Ja już znalazłam moje miejsce na ziemi. Oto moja Ziemia Obiecana. Wszystko jest: pola, las, masyw Ślęży w oddali, mało domów dookoła, cisza, spokój, trochę wieje, ale przynajmniej nas nie zaleje. A jak tu będzie bosko wiosną! A jak latem! A jesienią! A zimą jak będzie śnieżek!
- Trzeba będzie odśnieżać! – zauważa Misiaczek.
Ech, ci mężczyźni. Za grosz wyobraźni!
- Nie ma lasu – burczy w dodatku.
- A tam to co? – pokazuję na horyzont. No może troszkę bliżej.
- Chciałem duże drzewa! – skarży się.
- No i są. Zobacz jakie sąsiad ma wspaniałe brzozy!
I wreszcie nokaut:
- Gdzie my kupimy prawie pół hektara za taką cenę? I w takim miejscu?
Misiaczek pada na deski.
- Kupujemy! – woła do sołtysa.
Jeszcze mała awanturka, którą działkę bierzemy ( pole podzielone jest na 4 działki). Ja chcę tą z tyłu, bo tam nic nie przeszkadza w podziwianiu Ślęży, lasku i pól. Od asfaltu dalej, gdzie może pod kołami zginąć moje przyszłe stado kotów. No i nikt mi się nie wybuduje pod nosem. Misiaczek ma tylko dwa kontrargumenty: trzeba zrobić drogę i daleko ciągnąć media.
No to co?
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia