Dziennik Budowlanej Jones
Wywiad z wampirem – cz. 1
A po zimie przychodzi wiosna. Chyba kwiecień 2003
Poszukiwania projektu domku trwają. Wprawdzie plan się nadal zmienia (i zmienia i … itd.), ale trzymamy rękę na pulsie a przynajmniej nam się tak w owym czasie wydaje.
Odwiedzamy biuro architektoniczne. Niech nam pomogą, my już wymiękamy: nasza dziupla zawalona katalogami, w Empiku niemal prywatna czytelnia i ochrona łazi krok w krok szukając pretekstu, by nas wreszcie wylać.
Biuro przypomina marmurowy grobowiec z tanich horrorów. Nadchodzi Drakula. Och, przepraszam: Architekt. Zapytujemy o cenę projektu indywidualnego. Krew się nam ścina z wrażenia. Nie będzie miał z nas krwiopijca pożytku!
Ja: To może jednak jakiś powtarzalny…
Architekt (szczerzy kły): Proszę bardzo! Mamy szeroki wybór!
Kłuje nas rezydencjami dla Kulczyków i innych Carringtonów. Cholera, nie jestem Alexis...
Misiaczek: Nie, nie, coś mniejszego i prostszego…
Architekt: Ależ oczywiście!
Zostajemy obezwładnieni wizjami przepysznych dworków. Wszędzie kolumny, łuki, tympanony! Już się czuję jak Trędowata na salonach.
Ja: Nie, nie, jeszcze mniejsze i bez tych udziwnień, do 150 metrów, na planie prostokąta, dach dwuspadowy, poddasze użytkowe…
Dostajemy chałupy w wersji w sam raz dla Jagny Borynowej.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia