Dziennik Budowlanej Jones
Harry Potter i Komnaty Tajemnic - cz. 1
To był maj, pachniała...
Abrakadabra i jest projekt! Tajemny sposobem, za sprawą magii z chaosu projektów wyłania się TEN JEDYNY. Był tam cały czas, niedostrzegany, przerzucany podczas gdy z Misiaczkiem maltretowaliśmy jego pobratymca, wycinając, dobudowując i przestawiając, na razie na papierze, tak, że przestał przypominać samego siebie. I wtedy coś mi każe sięgnąć raz jeszcze po katalog, ale dziwnym trafem najpaskudniejszy ze wszystkich: kolory w nim ciemne, domy przypominają więzienia albo nocne koszmary. Co zatem, jak nie magia, każe mi pominąć jaskrawe i błyszczące wersje? I w tym popiele znajduję diament. Jest dokładnie taki, jaki chcemy, nawet ma pokój na parterze dla mamy, NIE MA wszechobecnej klatki schodowej, schody wiodą z salonu na poddasze a tam (o cudzie!) cztery przyzwoite pokoje zamiast zwykle trzech i jeszcze na sporą łazienkę miejsce się znalazło. Zaczynam podejrzewać, że tego projektu wcale tu nie było, że powstał z naszych marzeń a jakiś Harry Potter, podsłuchał nas, i go, Alohamora!, wyczarował.
No w jednym się ten Harry Potter nie popisał. Zamiast szukanych 150 m2 domek ma ponad 180. Kto taką kobyłę utrzyma? Przecież my jesteśmy sfera budżetowa!
Cóż, jedziemy do Hogwartu.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia