Dziennik Budowlanej Jones
Harry Potter i komnaty tajemnic – cz. 2
Hogwart wygląda nader sympatycznie w porównaniu z siedzibą Wampira i, o cudzie!, mają ślicznie wyczarowane trójwymiarowe domeczki, w sam raz dla lalek!. Powracam do czasów dzieciństwa, wzdycham i ocham, ręce chowam do tyłu, żeby nie dotknąć, bo chciałoby się pobawić nimi choć trochę! Na szczęście wkracza Harry Potter.
- Jaki projekt? – uśmiecha się sympatycznie.
- Petunia!!! – odpowiadamy chórem.
Czarodziej ślepi zza okularów w komputer. Mruczy jakieś zaklęcie. Lumos! I światła na scenę! A na niej nasz projekcik. Obraca się, wiruje, pokazuje 3D wnętrze, składa i rozkłada, jednym słowem robi wszystko, czego zwykle domek nie czyni bez czarów.
Wtedy rozentuzjazmowanemu Harremu oznajmiamy, że oczekujemy przeróbek. Przede wszystkim musi nam Petunię zmniejszyć na długości o metr, by dała upragnione 150m2, jeszcze wywalić balkon od północy, bo kto na nim będzie siedzieć? A zatem zmienić tam okna z balkonowych na zwykłe, no i jeszcze parę kosmetycznych ulepszeń...
Potter się chyba obraził. Nie po to czarował, by jacyś mugole chcieli poprawek!
- Riptusempra! (klnie?) Oto moja zgoda na zmiany, lecz poszukajcie sobie innego frajera! Najlepiej idźcie do Malfoya!
I kasuje mój miesięczny zarobek! . Cóż, jak mawiali starożytni Rzymianie: Petunia non olet!*
*w wolnym tłumaczeniu: „To drogi kwiatek!”
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia