Dziennik Budowlanej Jones
Poszukiwacze zaginionej arki – cz.1
Czerwiec 2003, prawie lato
Dziwnym trafem Sąsiad dostał już pozwolenie na budowę. Że co, że jak, a dlaczego my nie?! Po pierwsze: Jurassic Park wszystko poplątało: a to adres nie taki, a to zapomnieli szanowną mamusię wpisać, jak wpisali nie takie dane osobowe podali, czyli nic nadzwyczajnego, ot normalka urzędnicza. A po drugie: Sąsiad – stary wyga nas oświecił. Uśmiechnął się garniturem bielutkich ząbków w opalonej buźce, mrugnął zza ciemnych okularów, mignął złotem na szyi. I oznajmił:
- Nie ma to jak obłaskawić Potwora! Kupiłem bukiecik, buchnąłem w mankiecik, rzuciłem komplemencik i podesłałem do poprawek projekcik. I już jest Oswojona Bestyjka!
No to, nie ma siły, jutro Misiaczek do solarium, na bazar po łańcuch, dom przekopać w poszukiwaniu stosownych binokli, może jeszcze skóra z okresu „burzy i naporu” się nada (po wywietrzeniu środka na mole).
Jednak dinozaury jako relikt zimnej wojny przygotowały dla nas bombę z opóźnionym zapłonem.
Przybiega Sąsiad, buźka coś bladawa, wzrok goły i obłędny, szarpie się za biżuterię. Macha papierami i biadoli, że tam drobnym drukiem stoi: „działka w pobliżu stanowisk archeologicznych. Należy powiadomić Wojewódzką Inspekcję Ochrony Zabytków”. O czym go radośnie poinformowała Oswojona Bestyjka. I żeby ulżyć niedoli inwestora, Bestyjka już kogo trzeba powiadomiła. Przyjadą a właściwie to trzeba ich osobiście zawieźć . A jak coś znajdą, Burszytnową Komnatę albo Arkę Przymierza, to najwyżej możemy na swojej ziemi sobie budkę z biletami postawić. Ale i to nie wiadomo, bo zabytki nie zając, nie uciekną. O czym nas powiadamia ponuro Sołtys. Na jego kartoflanym poletku od czasów wojny też jest coś archeologicznego, ale Indiany Jonesy czasu nie mają się tym od pół wieku zająć. Niech leży, mówią, kiedyś odkopiemy. A żadnych prac z wyjątkiem polowych wykonywać nie nada! Niech leży, zgadza się Sołtys, kiedyś się wreszcie rozłoży na amen…
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia