Dziennik Budowlanej Jones
Poszukiwacze zaginionej arki – cz.2
Dzień, w którym miał nastąpić najazd sił nieczystych czyli poszukiwaczy zardzewiałych garnków zapowiadał się prawdziwie letni: słoneczny i upalny zatem astronomom się chyba coś pokićkało.
Gnamy z Misiaczkiem na działkę. On w celach porządkowych ( będzie kosił chaszcze) ja zaś nie mogę odmówić sobie zobaczenia lokalnego Indiany. A nóż Harrison Ford się trafi? Kryję się zatem w gąszczu i czekam. Misiaczek chlaszcze kosą wrednie rozrosłe trawsko. Do południa biją z nas siódme poty: jemu z powodu pracy, mnie z powodu opalania. A u Sąsiada nic się nie dzieje. Z wyjątkiem tego, że jakiś czas temu przyjechała kopara. Pan Koparkowy najpierw zapalił papierosa, coś kopnął, obejrzał swą maszynę a potem podszedł do Misiaczka (mnie w gąszczu nie zauważył) i poprosił, żeby miał na nią oko, bo jemu w gardle zaschło. Po czym wrócił z piwkiem. Gdzieś przy drugim wtoczyła się nasze ugory terenówka Sąsiada. Z daleka widać, że jakiś czerwony na twarzy. Może z powodu upału a może za dużo solarium? Oblatuje auto i pomaga wysiadać… jakiejś wielkogabarytowej babie! Herod Baba natychmiast przejmuje rządy. Pan Koparkowy na jej władczy znak grzebie łyżką i co grzebnie, to Baba ogłasza: „Stop”, włazi do dołu i tu dłubnie dziecinną łopatką, tam grzebnie grabkami, poprawi pędzelkiem zamiatając piach. A wszystko z niezwykłym pietyzmem i skrupulatnością. Zaś biedny Sąsiad lata wokół wykopu coraz bardziej buraczkowy. W oczach ma kasę fiskalną, co to liczy ile weźmie Pan Koparkowy, niezmiernie zadowolony z lekkiej, pełnej przerw pracy. Potem już tylko pali zrezygnowany papierosa za papierosem. A raz z nim zrelaksowany Pan Koparkowy.
Wreszcie pod wieczór Herod Baba obwieszcza zawiedziona: Biskupina nie znaleziono!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia