Dziennik Budowlanej Jones
Angielski pacjent czyli nemocnica na kraji …
… wytrzymania. - cz. 1
Jakiś czas po zdobyciu Troi... A.D. 2003
Nagle się okazuje, że jest tyle do zrobienia. Trzeba zbudować sraczyk, jakąś budę na narzędzia, znowu skosić trawę, bo skubana podrosła i co najważniejsze wbić paliki wyznaczając nasz przyszły domek!. Uwzględniając wznoszącą się na horyzoncie Ślężę, bo mam życzenie co rano oglądać ją z okien sypialni. Pijąc przy tym na balkonie ulubioną herbatę. A co, nie wolno pomarzyć?
Jedziemy na działkę zadbać o konieczną infrastrukturę. Sołtys swoim kombi przywozi nam budkę leśnika, taki składany domek, który posłuży za barak budowlany. Fajnie się go montuje, niczym domek z kart, zaczepiając ściany z podłogą i dachem przy pomocy haczyków. Ha, żeby tak dom w pół godziny postawić!
Misiaczek przystępuje do kopania latryny. Przy okazji wychodzi na jaw pewien problem: nasz samochodzik nie jest w stanie bez urwania podwozia wjechać na działkę. Łapię za drugą łopatę i skuwam koleiny. Nawet mi to idzie, chociaż ziemia twarda a garby zdążyły się przez rok solidnie utrwalić. Wieczorem próba generalna: Misiaczek bez problemu dociera autkiem aż pod przyszły kibelek.
Nazajutrz jest niedziela. Budzę się późno, wszystko mnie boli. Ot, potężne zakwasy, myślę sobie, trzeba się rozruszać. Dlaczego jednak nie mogę wstać bez wycia? A jak już stoję to nie mogę siadać ani się zgiąć?
W poniedziałek doktor Żywago fachowo stwierdza: „zapalenie nerwu kulszowego”. Dobra, niech mi da jakieś antybiotyki, przecież muszę się wyleczyć, bo na działce jeszcze kopania, że hoho!
Doktor z sadystycznym uśmiechem zapisuje serię zastrzyków.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia