Dziennik Budowlanej Jones
Angielski pacjent czyli niemocnica na kraji …
… wytrzymania. – cz 2.
Nazajutrz znów pokonuję straszne schody prowadzące do przychodni, zaprojektowane przez sadystyczną pracownię, której pracownicy zapewne nigdy nie byli chorzy, zwłaszcza na rwę kulszową. Potem jeszcze muszę wdrapać się na wysoką otomankę i obnażyć pośladek. Publicznie, bowiem z powodu upału zabiegowy stoi otworem a przeciąg wysoko podwiewa zasłonkę parawanu.
Uff jakoś się udało. W zabiegowym siedzi też dziadek i mierzą mu właśnie ciśnienie. Obawiam się, że wynik nie będzie miarodajny…
Na widok strzykawy robi mi się słabo: czy ja jestem koniem? W igle dziura jak nie przymierzając w szprycy tortowej. Siostra robi zamach… Zamykam oczy…
Łup! Oczy mi się same otwierają o tak: a świat znika w błysku atomowym. Potem, zgodnie z zasadą Hitchcocka, jest jeszcze gorzej: coś mnie rozrywa od środka, piecze i pali ogniem srogim, jęk mi się dobywa z gardła, lecz cienki i słaby, bo zęby zaciskam na pięści.
- No, jeden za nami – ćwierka radośnie pielęgniara. – Teraz będzie ten bardziej bolesny.
Chcę uciekać, ale sparaliżowało mi półdupek wraz z nogą.
Sru! I znów wnika w mięsień rozżarzona lawa, oblewają mnie siódme poty. A tu trzeba wstawać z leżanki, pacjenci czekają.
Idę, nie – zataczam się, przytrzymuję ściany. W poczekalni nagle jakoś się robi dziwnie pustawo… Znowu te cholerne schody! Kiwam się przy barierce niezdecydowana- którą zacząć nogą: lewą czy prawą?
Po tygodniu pupa jest sino- fioletowa, ale czuję się uleczona: rwa kulszowa mnie nie boli a jeśli nawet to jej nie czuję przez ten ból pozastrzykowy. I chyba o to chodzi...
Doktorowi Żywago z satysfakcją oświadczam, że wkrótce z Misiaczkiem wyjeżdżamy w miejscu, gdzie przychodni jeszcze nie wybudowano.
- Dobrze, pani Jones. Wobec tego zapiszę iniekcję w tabletce.
Że co? A nie można tak było od razu?
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia