Dziennik Budowlanej Jones
Matrix- reaktywacja
Dywagacji ponadczasowych ciąg dalszy anno domini 2003
Jakiś czas temu, gdy jeszcze myśl o budowie ledwo się tliła, Misiaczek i ja, zgodnie z zasadą ciasne, ale własne, przekształciliśmy nasze mieszkanko. Teraz zaś cieszymy się, iż będziemy mogli je sprzedać, żeby sfinansować budowę. Cieszymy się, zapominając, że żyjemy w Matrixie, świecie rządzonym przez urzędników, którzy narzucają swoje wizje rzeczywistości. I tak oto stoję znowu przed obliczem Wielkiego Mandaryna (U)Szu.
- Cing, Ciang, Ciong! Wy wykupić mieszkanie! Wy sprzedać je za pięć lat, to nie płacić haracz! A jak sprzedać wcześniej, to płacić! Okey? Cing! Ciang! Ciong!
Skoro taki przepis to trudno. Liczymy: za pięć lat to będzie 2006 rok. Trochę długo, ale co tam, trzy lata zlecą jak z bicza strzelił. O, już za dwa można szukać kupca – pocieszamy się.
A takiego wała!
- Nie! Nie! Nie! Wy nie rozumieć! Cing! Ciang! Ciong! – mówi Wielki
(U)Szu z dobrotliwym uśmiechem. – Wy sprzedać w 2007, to nie płacić. Jak w 2006 to płacić!
- Jak to płacić? – denerwuję się. – W kwietniu 2006 roku minie dokładnie 5 lat od przekształcenia! Tu mam dowód! – I macham zaświadczeniem ze spółdzielni.
Mandaryn patrzy na mnie z pobłażaniem. Bo dla niego to pisemko to odpowiednik papieru toaletowego - tyle mogę z nim zrobić.
- 2006 się skończyć dopiero w 2007 ! Cing! Ciang! Ciong!
Przecież to logiczne, co nie? Nie wpadłam na to? Jakaś chyba niedorozwinięta jestem! Od dziś nie świętujemy z Misiaczkiem rocznicy ślubu zgodnie z datą, ale zawsze w Nowy Rok kolejnego roku. Jakie to ułatwienie! Może tak wszystkie rocznice za jednym zamachem?!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia