Dziennik Budowlanej Jones
Siłaczka czyli zlot strongmenów
Wrzesień 2003, koniec wakacji, cholera
Na budowie Siłacz Misiaczek baruje się z betoniarką, uprawia Spacer Farmera z betonowymi bloczkami, dźwiga je, by w odpowiednim porządku ustawić. Efekt widać taki:
http://images23.fotosik.pl/21/bce054f48553e8b6med.jpg
Siłaczka czyli ja powracam do pracy i siłuję się z niewiedzą podopiecznych.
„How do you do?” „Eeee….”,
“Do you speak English?” “Eeeee... yes, yes.”
Efekt niewielki albo żaden.
Po katorżniczej pracy Siłaczka jedzie na budowę, gdzie oddaje się przyjemnościom: odziewa się w kufajkę, gogle i leci skuwać nierówności tego, co wymurował Siłacz Misiaczek. O tak:
http://images28.fotosik.pl/21/7f92ee5ea16fe543med.jpg
„Do you like apples? „Eeee...”
“How are you?” “Fine, thanks!’
Nareszcie jakiś efekt!
Na budowie dużo większy: Ladies and gentelmen, Strongman Misiaczek i Strongwoman żona present- ują swe dzieło! Welcome! Ta-daa!
http://images21.fotosik.pl/386/43dc0a31123d96ccmed.jpg
Fanfary przebrzmiały, główki po opiciu fundamenciku wytrzeźwiały i pora na wsparcie. Przybywa Siłacz nr 2 vel Kolega Misiaczka. Szast – prast jak na strongmenów przystało ubrali fundamencik w gustowne wdzianko. Klasyka: czerń i biel. Prawdziwy kostium od Chanel. Perfuma też przednia. Ta sama firma Chanel No 5 czyli piąte poty ( na siódme przyjedzie czas potem).
http://images26.fotosik.pl/21/ac93fb9310138c37med.jpg
No i nadszedł. Przybywa kolejne wsparcie siłaczy: tubylczy oddział zbrojny w łopaty. To znaczy jeden nie miał, choć to był warunek zatrudnienia. „Gdziesik się podziała. Byde robił ryncami”. Sypał piach i ubijał? Dobrze że u nas jest łopata w zapasie. No i ruszyło!
Na kopareczce uwija się znów Kelly Familly, sypie w fundament piaseczek jak fryga aż mu kucyk ino miga, Strongmeny Wieśmaki klepią i ubijają a nad całością czuwa Misiaczek, wespół machający łopatą.
Po 20 minutach Wieśmaki wysiadają. Wiotki jakoś ten kwiat narodu, kwęka bidaczek, po ziemi się słania – jak nic wymaga silnego podlania. Wody jednak się wzbrania. Od piwa natomiast pięknie się ożywia, nawet kolorków dostaje. Z siatami piwa Spacer Farmera uprawia Siłaczka.
Wkrótce jednak w łapach aborygenów częściej miga aluminium niźli stal. Tymczasem Stary Familjok czyli ojciec Kelly-ego nasypał kolejną wywrotę kruszywa. Góra rośnie, Misiaczek uklepuje sam, grupa Wieśmaków z piwkiem w ręku jeno podziwia. Troszkę pogoniona do pracy się zrywa, pokręci się, poudaje i znowu w narożniki siada. Koło południa każdy przytupuje zniecierpliwiony czekaniem na wypłatę, bo gorąco, bo piwa nie ma, bo baba tam w chałupie z obiadem czeka. Wściekły Misiaczek wypłaca kwotę pomniejszoną o koszty napoju. Jak to? Regeneracja organizmu powinna być gratisowa. Była - Misiaczek wskazuje nieużywane zgrzewki wody mineralnej. I w ostatniej chwili odbiera naszą łopatę temu, który do pracy stawił się nieuzbrojony, lecz jak najbardziej uzbrojony opuszczał plac boju („Ażem się przyzwyczaił. Myślałek, ze moja”).
Never again czyli Tym Panom dziękujęmy na zawsze.
Narzędzie przejmuje Siłaczka.
Ostatni wysyp kruszywa, ostatnia runda Kelly Family , ostateczny uklep i gotowe. Cholera, znikła gdzieś cała praca, cały urobek paru tygodni.
Był domek i ni ma domku! I znowu wszystko od początku?
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia