Dziennik Budowlanej Jones
Piknik pod wiszącą skałą
Jesień idzie, nie ma na to rady...
Przyjechały ceramiczne pustaki, więc „Alleluja i do przodu!” – jak powiedział jeden radiowiec.
Chociaż pośpiech wskazany jest przy łapaniu pcheł, na budowie czasem jednak też. Zwłaszcza tej prowadzonej systemem gospodarczym. Trzeba zdążyć przed zimą z zalaniem stropu. Ja do południa w pracy, Misiaczkowi kończy się pracowity urlop. Zatem przybywa znowu wsparcie w osobie Kolegi Misiaczka. Ja po pracy robię za Pomocnika Murarza: podaję bloczki, zaprawę, narzędzia. I nagle dom rośnie jak na drożdżach. O tu będzie kuchnia, a tu salon! Jaki duży. a gdy była wylana ława wydawał mi się za mały. Najbardziej szaleję jak w budowli wyłania się wykusz. Jest piękny, dobrze że Misiaczek nie dał mi go wyrzucić z projektu!
Koniec polskiej złotej jesieni, coraz bardziej robi się zimno i deszczowo. Zdążymy przed pierwszym mrozem?
Przyjeżdżają pustaki Terriva oraz stal. Pogoda nam nawet sprzyja i hurra! to mój Pierwszy Wolny Dzień na Budowie! Zostałam zwolniona, nie dyscyplinarnie, lecz dlatego, że to „robota nie dla mnie”. Nie wlezę na rusztowanie, nie znam się na układaniu stropu. Podobno będę tylko przeszkadzać. Więc nie przeszkadzam, tylko sobie siedzę w myśliwskim domku, piję ciepłą herbatkę, zajadam ciasto i patrzę. Jednym słowem: się obijam. Nikt ode mnie nic nie chce. Nikt nie woła: „Przynieś, wynieś, podaj!”. A faceci uwijają się jak w ukropie.
http://images23.fotosik.pl/21/09ef5c691ac85776med.jpg
Za jakiś czas przyjeżdżają stemple z tartaku i w salonie wyrasta mi las!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia