Dziennik Wicka i Agnieszki
I wydawało by się że wszystko jak po maśle , tymczasem pan koparkowy się spóżniał . Wykonałem telefon , będzie za godzinę - ja nie mam już czasu i muszę opuścić plac budowy .
Po jakiejś godzinie , a było już lekko po południu, telefon od koparkowego : on mi tego dołka na piwnicę nie wykopie . Ma za krótkie ramię a tu potrzeba długiego - ziemię z wykopu trzeba wyrzucić poza obrys budynku - bo jak się na boki wysypie to będzie się sypało w ławy .
No i weź tu na cito znajdź dużą koparkę - telefony , wyjazd w kilka kolejnych miejsc -> koparka albo zepsuta , albo na robocie - moze za 2 dni ( a ekipa czeka ) . Wreszcie w kolejnym miejscu jest : jurto skoro świt zjeżdża z Piaseczna i około 9.00 może pojawić się u mnie .
Jeszcze tylko pytanie o cenę , trochę negocjacji cenowych i za 6 stówek wykopią ( uffff.. a tu już ciemno się zrobiło ) .
Tymczasem moja ekipa bez ogrzewania - kurs do domu , szybki obiad , olejak do samochodu , do tego stary , samodzielnie zrobiony w starych czasach mały , czarno-biały telewizorek ( wieczory długie - niech się chłopaki rozerwą ) .
Jest prawie szósta wieczorem jak docieram na działkę - no nareszcie stwierdzają . Nie jest co prawda zimno - ich czterech w kampingu , ale jak się posiedzi to chłodno .
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia