Pod górkę, czyli dziennik Anisi
No i proszę! Mieliśmy dziś podpisywać umowę na wykonanie przyłącza gazowego i kicha. Facet uprzedził, że gazownia wymaga najpierw umowy przyłączeniowej i pewnie będą chcieli sami zrobić przyłącze, bo potem nie chcą tego od ludzi odkupić. JAk to wymaga umowy, skoro przed wakacjami rozmawiałam z nimi i sami mi odradzili robienie przyłącza przez gazownię? Bardzo miły pan uznał, że te dwa metry do ogrodzenia to żaden interes dla gazowni i taniej dla mnie będzie zlecić to jakiejś firmie.
Ale co tam. Od czego są telefony? Po rozmowie z facetem, który miał nam robić przyłącze i instalację wewnętrzną (to drugie oczywiście dużo później), dzwonię do gazowni. Ten sam pan, z którym rozmawiałam kilka miesięcy temu mówi, że rzeczywiście u nich się pozmieniało. Ale ponieważ to tylko dwa metry to oni mogą to zlecić firmie zewnętrznej. Na szczęście tej naszej, bo ich znają i to dobrzy fachowcy. Notabene byli pracownicy gazowni, tylko zwolnieni w ramach restrukturyzacji. Uff! :) Tyle tylko, że sprawa przeciągnie się o kilka dni, przynajmniej, bo teraz święta, więc nikt nie przygotuje umowy. NAjwcześniej w połowie przyszłego tygodnia.
Mili czytelnicy mojego dziennika zapraszam do komentowania, tudzież podtrzymywania na duchu, ewentualnie wysuwania sugestii.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia