Pod górkę, czyli dziennik Anisi
Daszek nad wejściowym tarasem zrobiony. Brakuje mu jeszcze rynny, ale to maly pikuś. Rynna na razie poczeka. Są ważniejsze wydatki.
Taki sobie daszek, a zmienia wygląd domu. Zobaczcie.
http://images20.fotosik.pl/392/92233ffb83d56801.jpg
Akurat zrobiłam tylko jedno zdjęcie i nie widac całej ściany, właściwie to dwóch ścian, bo tu przecież jest zlamanie. Ale różnicę widać. W srodę przyjadą drzwi docelowe. Pan z Budrexu dzwonił do mnie juz ponad tydzień temu, że maja drzwi i chcą przyjechać. Jednak odsuwałam ich, żeby juz montowali po tym daszku i po wylewce w wiatrołąpie. Dziś pan z Budrexu zadzwonił po raz kolejny. Nie był zbyt szczęśliwy, że nie chce drzwi w poniedziałek, a dopiero w środę. Ale takie życie. jazda na budowę z dziećmi, za to bez auta to męczarnia. Tam tez nic nie można zrobić. Już malutki Piotruś jest znośniejszy, bo przynajmniej siedzi cicho, jak dostanie zabawki do piasku. Gorzej z Sarą. Ciągle kręci się pod nogami, marudzi... Tak więc wymyśliłam, że drzwi mogą zamontowac jak moja mam przyjedzie do nas i zaopiekuje się dziećmi, czyli do środy.
Tymczasem mój mąż uporał się z wylewką. Dziś rano ją zacierał, a zanim ja z dziećmi dotarłam na działkę, to nawet zagruntował ściany na klatce schodowej, żeby je otynkować. No właśnie i tu pojawił się problem, bo Waldek w poniedziałek zabiera rusztowanie do Warszawy. A klatka schodowa wysoka. Jak sięgnąć pod sufit poddasza? Zwłaszcza kiedy nie ma schodów? Zmontowalismy więc rusztowanie. We dwoje. Złożyć ramki niby nietrudno, ale jak trzeba je ustawić na wąskich belkach nad schodami do garażu, to już nie jest takie proste. Ale daliśmy radę. Tyle tylko, że już nic więcej nie zrobilismy, bo trzeba bylo wracać do domu. A poza tym okazało się, że przywieżli nam ze składu przeterminowany tynk Goldband. Dobrze, że nie zapłacony, bo płacę im przelewem. Tomek na dodatek jeszcze na wieczór szedł do pracy. Współczuję mu. ja jestem wykończona, ale przynajmniej siedzę w domu. I winka moge się napić. Z moich własnych wiśni i czereśni.
A propos czereśni i owoców w ogóle. Pusty śmiech mnie ogarnia, jak słyszę ciągle ostatnimi czasy narzekania w radiu i telewizji, że nie będzie owoców. A jak juz będą to strasznie drogie. Rolnicy tacy biedni. Klęska nieurodzaju zapowiada się w tym roku. Oni zawsze tacy biedni. Jak nie klęska nieurodzaju, to dla odmiany w następnym roku maja klęsku urodzaju. Katastrofa goni katastrofę. Jeszcze nie słyszałam - w moim wcale nie takim krótkim życiu, żeby kiedykolwiek byli zadowoleni.
Tymczasem wystrczy popatrzec na naszę drzewka jka to klęska nieurodzaju szykuje się w tym roku. Nawet wczoraj chłopaki od daszku zauważyli, że na brak owoców raczej nie będziemy narzekać.
Zrobiłam dzisiaj fotki. Nie wiem, czy będzie dobrze widać, bo czereśnie jeszcze zielone, więc między liśćmi słabo widoczne. Na pierwszym planie czereśnia, a z tyłu wiśnia. Też zdrowo obsypana owockami.
http://images20.fotosik.pl/392/55bf05897979c076.jpg
A tu zbliżenie. Takie kiście na gałęziach są co kilka centymetrów.
http://images21.fotosik.pl/336/464bc635b8d1d5fe.jpg
Mam nadzieję, ze nie będą tak robaczywe jak rok temu. jeden oprysk zronbiłam. Tera chyba akurat pora na drugi, ale nie bardzo mam kiedy to zrobić. Może po niedzieli się uda. Jak myślicie? Czy czytają mnie jacyś ogrodnicy, i coś doradzą?
W każdym bądź razie spróbuję w przyszłym tygodniu zrobic drugi oprysk.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia