Pod górkę, czyli dziennik Anisi
Wprowadzanie się do niewykończonego domu może mieć swoje plusy. Naprawdę. Ja przynajmniej dopatrzyłam się kilku. I wcale nie mówię tego tylko po to, żeby się pocieszyć, aczkolwiek przyznam, że ma to pewne znaczenie.
Mieszkam od kilku miesięcy, kuchnia nadal prowizoryczna, ale jej wizja w tym czasie znacznie ewoluowała. Teraz mam już chyba w większości obmyśloną koncepcję łącznie z oświetleniem. Jeszcze dopracowanie paru drobiazgów i... koncepcja oczywiście będzie gotowa. Bo realizacja w bliżej nieokreślonym terminie. Mam nadzieję, że szybszym niż dalszym.
A w trakcie wykańczania łazienki też narodziło mi się kilka pomysłów. Dzięki temu, że robota przy niej idzie dość ospale wpadłam na pomysł naklejenia muszelek na tynku, czyli na piasku, skoro na płytkach, czyli wodzie mają być namalowane rybki. Tylko jak te muszelki przykleić? Mąż dłubał sobie przy kafelkach i tak głośno się zastanawiając powiedziałam mu o pomyśle z muszelkami. Tomisio to jednak pomysłowy Dobromir i wpadł na fantastyczny moim zdaniem pomysł.
- Szkoda, że nie powiedziałaś o tym wcześniej - stwierdził. - Można było zatopić je w tynku.
Jako, że moja wizja łazienki nie przewidywała wcześniejszego tynkowania, bo chciałam, żeby płytki były zlicowane ze ścianą, wi9ęc tynk Tomek kładł dopiero po ułożeniu kafelków. Na szczęście w całości zrobiona jest dopiero jedna ściana. Kolejne wykafelkowane, ale jeszcze nie do końca, więc tam tynku nie ma. Spróbujemy z tymi muszelkami. Jak nie wyjdzie to zawsze zdążę je namalować. Muszelkowanie pomału się zbliża, więc odkopałam dzisiaj moje zbiory z podróży. Na szczęście nie zaginęły w dwóch przeprowadzkach. Przynajmniej nie wszystkie. Może jeszcze coś u mamy się znajdzie, jeśli przypadkiem do niej było wywiezione, żeby różnych niepotrzebnych na co dzień rzeczy nie ciągać ze sobą. Nie mogę się już doczekać, kiedy będę mogła przystąpić do zabawy.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia