Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    23
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    65

Mały biały domek-czyli remont do kwadratu -Dziennik I+M


-iva-

440 wyświetleń

Ciąg dalszy miał być napisany na następny dzień - ale ....tempo z jakim zabraliśmy się do pracy nas nieco "przerosło" i brakło czasu na pisanie na forum . Oczywiście z Agencji Rolnej przyszła odpowiedź dla nas pozytywna - niestety w super urzędowym terminie 30 dni . Z tą decyzja powędrowalismy do Notariusza , gdzie wazrtość opłat wprowadziła nam do kieszeni nieco "dziur" - a przeciez jeszcze remont nawet nie ruszył z miejsca . No cóż - czas był mało korzystny ( kto zabiera się za remonty w listopadzie ? ) - co więcej chcieliśmy w nim upchnąć wszystkie możliwe działania pozwalające na prowadzenie w okresie zimowym prac wewnątrz domku . Czyli najpierw wymiana pokrycia dachowego wraz z jego ociepleniem , zamontowanie nowych okien - poprostu postanowiliśmy "zamknąć się przed pania zimą "

 


Początki okazały się dość trudne . W stodole zalegały tony słomy z ostatniej piędziesięciolatki - skwapliwie zbierane przez poprzedniego właściciela . Dach stodoły pokryty dachówką cementową wyglądał jak po nalocie dywizjonu 303 , na sianku leżały rózniaste przedziwne przedmioty ...I tak np. stara waga ( chyba do ważenia krów a może i innego dobytku ) w stanie mocno wskazującym na zużycie .

 


kto wie ile tych "farmerskich stad" przybierało na wadze pod presja powyższego obiektu ? Tego zapewne nie dowiemy się nigdy :)

 


Kolejne typowe narzędzia wygrzebane ze stodoły to wózek metalowy na tzw. "całowitych kapciach" - nota bene został nam ten relikt odebrany przez sprzedających ruinkę spadkobierców . Znalazł się jeszcze zużyty w 150 % silnik ( chyba od młockarni) , grabie w wydaniu ekologicznym - czyli drewniane na co zreszta wskazywały liczne ślady degustacji owych przez udomowione zapewne korniki . Po kątach walały się inne niedobitki wszelkiego sprzętu : widły z dwoma zębami ( trzeci nadszarpnął ząb czasu ) , styl od łopaty ( pewnie się rozpadła całkowicie zerdzewiała ) , no i w dużych ilościach jakieś gałązki , patyki , kijki . O stałych lokatorach stodoły czyli myszach jeszcze będzie dużo ))

 


No cóż - stodołę należało opróżnić z powyższych dóbr .... w przeciwnym wypadku zamoknięta słoma mogła się sama zapalić - a pożar jakoś nam się nie uśmiechał - pewnie ze względu na brak w rodzinie przedstawiciela straży pożarnej .

 


Szczęśliwie znaleźli się chętni do "pomocy" - rzecz jasna mocno odpłatnej ! 7 kopiatych przyczep ruszyło w siną dal - na sołtysowe pole , nasza stodoła zrobiła sie pusta , a nasze kieszenie leżejsze

 


Wreszcie było gdzie składować ewentualne materiały do remontu ...

 


Przybudowane do stodoły dwie szopki nie doczekały zaszczytu opróznienia - czasu nam na nie brakło ( o siłąch nie wspomnę ) - no cóz do wiosny juz niedaleko )) A w jednej z nich zalegaja w ilościach ponadnormatywnych stare sztachety , dechy , i temu podobne drewienka - tak więc opał na zimę mamy zapewniony :)

 


Teraz można było przyjrzeć się bliżej domostwu które w niedalekiej przyszłości ma pełnić rolę naszego " gniazdka " ...

 

 


A teraz szczegóły : dom ma ok . 11m na 9m po obrysie i jest typową wiejska chałupą - murowaną z poddaszem niemieszkalnym .

 


Tak więc na parterze rzeczonego "gniazdka" były 3 pomieszczenia powiedzmy z dużym przybliżeniem że mieszkalne ... W jednym kuchnia połączona z tzw. chlebówką ( tam wypiekało się chleb ) , pośrodku domu długa sień z wkomponowaną weń na końcu "łazienką" i po jej drugiej stronie duzy pokój i ...... OBÓRKA !!!!!!

 


na końcu sieni ( ale przed "łazienką" super schody na poddasze - wylane na powierzchni aż 1 metra kwadratowego !!!!. Nie ma to jak rodzimi "projektanci" )))

 


Na ogól idąc w górę mówi się , że do nieba bliżej ....Na ogół - bo te strony w konkretnym wypadku naszej chatki uległy przemieszczeniu

 


Wstapiliśmy na poddasze - jak do piekieł

 


Hmmm.... Tu zaczęła się prawdziwa polka ! Gdzie okiem sięgnąć "łany zbóż" - skoszonych - wyschniętych pokrytych patyną szlachetnego 65-letniego kurzu ... całe to dobro służyło chyba za ocieplenie stropu .

 


Zaś samo poddasze okazało się mekką zbieraczy niższego sortu ... Czego tam nie było ... !!!

 


No wiem czego - dolarów ani złota w słoikach nie było . Reszta była obecna . Wynosząc z poddasza przez te "super wygodne" schody kolejne worki odkrywaliśmy niespożyte zasoby ludzkiej "zapobiegliwości" .

 


Z tego "terenu" udało nam się pracując w maseczkach przeciwpyłowych ( teraz już wiemy jak cięzka jest praca górnika ! ) wynieść około 4 przyczepy siana ( pełne) i 65 wielkich worów śmieci !!!

 


Oddzielnie potraktowaliśmy około 2 duże kartony ( takie jak po telewizorze ) szkła - typu butelki z czerwoną nalepką , butelki bez czerwonej nalepki , butelki z częściowo czerwona nalepką , inne butelki i kilka słoików .

 


Do tego doszło co najmniej 2 metry sześcienne drewna w postaci : ramek od ula , stare ramy od łóżek , stare ramki od czegos , deski, deseczki , deszczułeczki , klepki , patyki , coś co wyglądało jak okienko , zegar który rozsypywał się w rękach , jakieś skrzyneczki itp .

 


Następne w kolejności były tzw. surowce wtórne tekstylne , oraz makulatura . Całe walizki starych książek mocno zjedzonych przez myszy - o dzwięcznie brzmiących tytułach - "Sadownictwo" , " poplony buraka" , " Chemia dla szkół technicznych" itp - natomiast z dzieł literatury pięknej udazło się nam natrafić jedynie na mocno nadjedzony przez myszy egzemplarz "Lassie wróć" . Z tekstyliów było trudno okreslić rodzaj garderoby - była zbita w mocno udeptane kłęby . Jakieś skarpetki , kawałek rękawa, itp - wydłubywaliśmy czasem spod belek .

 


O stadach butów nawet nie wspominam - obawiam się , że żona prezydenta Markosa - szczycąca się kilkoma tysiącami par obuwia mogłaby się nabawić kompleksów .

 


No cóż - poprzedni właściciel był również szewcem . Był tez murarzem , cieslą , i .... wikliniarzem Z poddasza zniesliśmy jeszcze z dwa metry sześcienne cegieł i cementowych dachówek z pierwotnego pokrycia dachu .... Trzy tygodnie mieliśmy "z głowy " A na koniec trafiła nam sie wyjatkowa "uroczystość" - należało pochować wyciagniętego spod desek wyschniętego na wiór szczura - który zmarł zapewne na pylicę w tym "specyficznym środowisku" !!!

 


Należało jeszcze opróżnić przybudówkę w której prym wiodły snopki wikliny w ilościach produkcyjnych i całe "tabuny" koszyków, koszy , koszyczków - oczywiście mocno zniszczonych . Gdyby ktos kiedys trafił na podobne "dobra" - doradzam : są pierwszorzędne za rozpałkę :)))

 


Tak więc prace "przygotowawcze pochłonęły naszą energię na bardzoooooooo długi czas - niestety !!! Znacznie dłuższy niz niektóre z rzeczywistych prac remontowych - ale o tym następnym razem ! )))

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...