Ciasny ale własny - chatka puchatka
Tak czytam i czytam te Wasze dzienniki no i tak mnie kusi żeby swój założyć. No cóż jak nie wyjdzie to trudno.
Więc standardowo zaczynamy od początku. A początek zrodził się już dawno jak to marzą młode małżeństwa o własnym domku. Jesteśmy małżeństwem z 12 letnim stażem i dwójką uroczych córeczek rok i 10 lat na dorobku. :)
Jakieś 3-4 lata temu zaczęliśmy się rozglądać za domami. Budowa nie wchodziła w grę. Małżonek pracuje od rana do wieczora nawet w wekendy. kto zatem będzie budowy pilnował. Do tego działkę, którą dostaliśmy od dziadków męża 8 lat temu spieniężyliśmy na 3 pokojowe mieszkanie w bloku. Oglądalismy te domki, oglądali, po czym stwierdzaliśmy, że to nie to.
W końcu doszliśmy do wniosku, że może najpierw drugie dziecko bo jak kredyt na 30 lat to po macierzyńskim nie wiadomo czy wrócę do pracy, tzn czy mnie przyjmą z powrotem , a tu wizja 30 lat spłaty kredytu .
I tym sposobem 07/07/2007 na świecie pojawiła się ansz druga córcia. Teraz trzeba było odczekać macierzyński, potem powrót do pracy, rozeznanie w temacie czy zostanę czy mnie ktoś nie wygryzł :) .
No i w mieszkaniu zrobiło się ciasniej więc oglądaliśmy znowu, ale jak pzreliczylimy co i jak to balismy się bo doszły nam koszty niani co miesiąc, które sa nie małe, byłoby już na ratę kredytu. Więc znowu dylemat może poczekać aż mała pójdzie do przedszkola.
W maju 2008 znaleźliśmy dom, który właściwie był jakąś taką sporą namiastką naszych marzeń. Był domem drewnianym tzw szkieletowym, bo o takim domku marzyliśmy, choćby ze względu na to , ze stawia się je szybko i są tańsze w budowie.
Oglądaliśmy go z fachowcami, każdy mówił że jeszcze ze 100 tys trzeba włożyć i będzie można mieszkać. Ale były ale:
- miejsce nie powaliło mnie do końca,
- czegoś mi brakowało w tym domu, chyba tego że nie był do końca taki nasz,
- brak mediów gdzieś tam były w drodze, nikt nam nie powiedział, jaki koszt byłby przyłączy mniej więcej,
- no i sprawa mieszkania - w agencji nam powiedziano, że w tej okolicy mieszkania się ciężko sprzedają, przynajmniej pół roku, właściciel domku nie bardzo chciał czekać te pół roku.
No i ... i tak czekaliśmy, znów coś ogladaliśmy, rozważalismy za i przeciw. W końcu mówię do mężą. Chcemy kupić dom, wiemy że mieszkania się ciężko sprzedają a my nawet nie daliśmy ogłoszenia na próbę. Ok usłyszłaam probimy zdjęcia i zamieścimy. Ale ciągle było coś. Mąż miał obawy o kredyt co będzie za 20 lat kiedy np stracimy pracę albo cuś. Ja mu że są ubezpieczenia itp. W końcu ja spasowałam. Mówię że zostajemy w bloakch, żyjemy spokojnie bez wizji 30 lat spłaty kredytu. Kiedy jednak wybraliśmy się razem do banku, do tej pory ja latałam sama, pan nam ładnie wyoślił co i jak z tymu ubezpieczeniami, co bardzo uspokoiło mojego małżonka.
Więc znów jeździliśmy oglądaliśmy. A że nic nie było, mąż mówi zadzwoń do tego goscia od tego drewnianego moze go nie sprzedał. Zadzowniłam pan mi oświadczył że właśnie dzisiaj podpisuje umowę sprzedaży. To już widziałam, że bardzo mocno zdołowało mojego męża.
I teraz już będą daty:
03/08/2008
Zamieszczone ogłoszenie o sprzedaży mieszkania
06/08/2008
Pierwsi kupcy, którzy po 3 godzinach dzwonią, ze biora, ale podają swoją cenę. Niestety nasza cena jest wyższe, Więc oni znow podają swoją, Obiecuję im, że do piątku tj. 08/08/2008 dam im odpwoiedź.
W międzyczasie pielgrzymki oglądających, negocjujących, nikt na poważnie nie zainteresowany. Sąsiadka prosi mnie żebym go nie sprzedawała bo ona by chciała dla syna. Da zaliczka nie sprzedam. Do dzisiaj się nie pojawiła.
09/08/2008
Potwierdzam kupcom cenę za jaką im sprzedamy mieszkanie. Umawiają się z nami na 10/08/2008 aby obgadać szczegóły.
Wieczorem mój mąż siedzi na necie i ogląda samochody. Ja mu na to, że jutro kupcy przychodzą, dadzą pewnie zaliczkę a my co zamieszkamy w saomochodzie Twojej siostry. Więc kochanie moje na gratkę i pierwsze z brzegu, które się nowe ogłoszenie pokazało się TO. Mały przytulny za miastem, no powiedzmy na wsi. Coś dla nas. Mąż za telefon i umawia się na oglądanie. Na szczęście bez pośredników - odpada prowzija dla agencji.
10/08/2008
Jedziemy oglądać i podjeżdżając widzimy że TO JEST TO!!!
Po oglądaniu zapada decyzja. Telefonicznie zbijamy cenę domku z właścielem ( oglądaliśmy go dzięki uprzejmości jego siostry, która mieszka w pobliżu). Umawiamy się na zaliczkę na wtorek.
Wieczorem przyjeżdżają kupcy mieszkania z przedwstepną umowa i zaliczką 1.000,00 zł. Obiecują, że do 3 tygodni powinni dostać kredyt i wtedy nam zapłacą całość. W umowie zobowiązują się podpisać akt notarialny do 30/09/2008. Do tego też czasu wstępnie się umawiamy, że możemy mieszkać.
c.d.n.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia