Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    122
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    163

Marchewkowe pole [dziennik Karpatki]


Karpatka

587 wyświetleń

DZIAŁKA

Kiedy już zapadła jedna z najważniejszych życiowych decyzji, pojawiło się pytanie: gdzie? Problem w tym, że nieco wcześniej zrezygnowałam z działki ofiarowanej nam przez najukochańszych teściów na świecie, czym nieco wprawiłam w zdumienie Małego Żonka. Uznałam jednak, że trójka rodzeństwa w roli najbliższych sąsiadów docelowo nie jest jednak najlepszym rozwiązaniem. Plus gratis co wieczór nalot dywanowy komarów. Skoro więc nie tam, to gdzie?

Rozwiązanie tej zagadki zajęło nam raptem półtora roku. Nasze pierwsze założenie było takie, że budujemy dom od podstaw, bo chcemy, by od a do z był nasz. Nieco później pojawiła się pokusa, a może jednak gotowy???? Oszczędność czasu i szybka realizacja marzeń... Tak było do momentu, gdy sympatyczny pan z agencji nieruchomości pokazał mi piękny dom w okazyjnej cenie. Rewelacja. Problem w tym, że znałam tragiczną historię tego domu. To mi uświadomiło, że jednak sama chcę tworzyć historię własnych 4 ścian.

Zaczęliśmy więc szukać działki. Głównie ja. Po kilku miesiącach okazało się, że najbliższa okolica jest: a. nieco monotonna, b. chyba jednak za mała. Lista wolnych działek szybko okazała się ograniczona. Te, które oglądaliśmy albo nam się podobały, ale miały zaporową cenę, albo też miały subtelne wady: bezposrednie sąsiedztwo bazy transportowej tirów lub oczyszczalni ścieków, kształt wąskiego wagonu, albo też zlokalizowane były malowniczo na środku rolnego pola na całkowitym pustkowiu. Ot, takie drobiazgi.

Po roku poszukiwań nieco rozszerzyliśmy obszar - o 30 kilometrów od Gliwic. To był strzał w 10!!!!! Znaleźliśmy piękną działkę bezpośrednio pod lasem, uzbrojoną, z polem poziomek w obrębie. Urokliwe położenie wymagało postawienia jedynie od strony lasu wysokiego płotu, bo na naszej działeczce uwielbiały relaksować się dziki. Super!!!! Dogadaliśmy się z właścicielami. Kupujemy. Ustaliliśmy termin wizyty u notariusza, a Mały Żonek popędził do gminy po mapki. I tu los postawił na naszej drodze dociekliwego urzędnika, który przez przypadek znalazł w archiwach starą mapę z naszą działką. Na której jej nie było. Działki znaczy się. Był jedynie wąski pas ziemi, który następnie został poszerzony skutecznie przez właścicieli tego paska. Czym???? Tego najstarsi górale nie wiedzą. Powierzchowne wykopki ukazały naszym oczom istną tablicę Mendelejewa: gruz, piasek, stare opony, resztki potłuczonych sanitariatów. Poziomki przestały nam smakować. Wróciliśmy do punktu wyjścia. W tym czasie agencje nieruchomości przykleiły nam już etykietkę "klient upierdliwy", ponieważ po trzech propozycjach nie pocwałowaliśmy do kasy w celu dokonania transakcji. Dziwni jacyś...

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...