Marchewkowe pole [dziennik Karpatki]
PROJEKT
Po zakupie działki nadeszła upragniona chwila: wybór projektu. Zaczęłam od tego, czego ABSOLUTNIE mój dom nie mógł mieć: 1. dachu naczułkowego, 2. żadnych łuków i kolumienek. Zdecydowanie bardziej klimat alpejskiego domku niż polskiego dworku. Cóż, jakieś priorytety musiały w końcu być... To nam ograniczyło liczbę projektów o połowę.
A co nasz dom miał mieć? 1. Parter i użytkowe poddasze, 2. cztery sypialnie u góry, 3. pokój dla rodziców na dole, 4. spiżarkę i garderobę. Aaaaa! I nie mógł mieć kalenicy wyższej niż 9 metrów (i w tym momencie do użytku wchodzi drugie fachowe określenie: kalenica. Pierwszym był dach naczułkowy). Jak wstępnie oszacowaliśmy z Małym Żonkiem, minimalna powierzchnia takiego domu to ok. 150 metrów. Obszar poszukiwań zawęziliśmy do 200. Fajnie, gdyby miał balkon. Szukaliśmy projektu, który wymagałby jak najmniejszych zmian. To zmniejszyło nam liczbę projektów o kolejne 20 procent. Zostało raptem kilkaset. By do nich dotrzeć przejrzałam kilka tysięcy projektów: w katalogach, gazetach i na stronach internetowych. Żeby nie wyjść z wprawy i nie stracić kontaktu z rzeczywistością co jakiś czas urządzałam Małemu Żonkowi delikatne awantury pt. "Dlaczego się nie angażujesz?????".
Któregoś pięknego dnia zdesperowany chłop się zaangażował: otworzył "Muratora" (nawet nie porządny katalog!!!!) i wskazując jakiś szkic z niedowierzaniem stwierdził: "Kochanie, to chyba nasz dom...". No i chyba kurna chata miał rację!!!! Ideał! Mimo, że bez balkonu. Zgodliwa kobita ze mnie, więc szybko zgodziłam się na drobny kompromis.
W ten sposób nasz wymarzony dom przybrał formę M08, czyli Domu na Każdą Pogodę.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia