Marchewkowe pole [dziennik Karpatki]
ADAPTACJA
Powinnam się przyznać, że kiedy wiosną ubiegłego roku kupiliśmy działkę (nie mieliśmy jeszcze projektu), to z rozpędu zamówiłam ekipę, bo doszłam do wniosku, że wybór projektu+adaptacja zajmą nam nie więcej niż 3 miesiące, więc w czasie wakacji powinniśmy zacząć. Drobiazgami typu prąd i woda na wszelki wypadek nie zawracałam sobie głowy, bo uznałam, że same się pojawią. Widział ktoś w końcu porządną budowę bez wody i prądu? Z tymi planami to się prawie nie pomyliłam. Zaczynamy wiosną.
Najpierw pojawił się problem ze szkodami górniczymi. Dom miał być podpiwniczony (gdzieś usłyszeliśmy, że na Śląsku to albo w całości, albo wcale. Idź na całość!). W ślad za tym postanowiliśmy wzmocnić fundamenty. Na przyszłość, bo oczywiście kopalnia na naszym terenie oświadczyła nam na piśmie, że akurat pod naszą działką nie fedrują i fedrować w najbliższym czasie nie będą. Chyba nie do końca im uwierzyliśmy. Polecony specjalista od adaptacji fundamentów na starcie krzyknął nam 4 tys. zł za same fundamenty. Szczęka nam opadła i na długo pozostała w tej niewygodnej pozycji. Decyzja: zmiana ekipy, która miała dokonać adaptacji. Poszukiwania kolejnej zabrały nam nieco czasu. Po drodze dowiedzieliśmy się jednak, że czasy się zmieniły, technologie też, dzięki czemu na Śląsku można podpiwniczać częściowo. Eureka! Będę miała w piwnicy pralnię i saunę! Kiedyś.
Żeby nie budować piwnicy w ciemno decydujemy się na odwierty, a co! Pełny profesjonalizm. Po kilku dniach dowiadujemy się, że w piwnicy zamiast sauny mogę mieć basen i profesjonalną hodowlę grzybków. Pleśniowych. Rezygnuję z piwnicy, sauny, pralni i grzybków halucynogennych. Pocieszam się oszczędnościami.
22 lutego dostaliśmy pozwolenie na budowę.
Mamy: kwity, odpowiednią pogodę i bardzo dobrą ekipę z referencjami.
Nie mamy: kredytu, wody i prądu...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia