Marchewkowe pole [dziennik Karpatki]
NIECH SIĘ MURY PNĄ DO GÓRY...
... już od poniedziałku! Okazało się, że krecia robota w utwardzonym piasku nie należała do łatwych i zakopanie gruntowego wymiennika ciepła to wcale nie była bułeczka z masłem, na którą chłopaki wielką miały ochotę... Po pierwszym dniu kopania z placu boju umknął cichaczem zawodowy grabarz, tłumacząc się przy tym, że "on to jest fachowiec, ale do kopania innych dołów". Wąska specjalizacja, Panie Sułku kochany!!!
Koniec końców - 150 metrów pomarańczowej rurki o tajemnym dla mnie zastosowaniu szczęśliwie zniknęło w fundamentach. Dzieła zniszczenia dokończył pan hydraulik (polski!), który uporał się z pracą w jeden dzień. Przy okazji zaś wodociągi podpięły nas do wodopoju, więc jesteśmy już uzbrojeni po zęby A dziś została zalana płyta. Wygląda na to, że szef mojej ekipy lubi aktywny wypoczynek, więc od poniedziałku chłopaki będą się bawiły klockami lego. Nie mogę się doczekać! A panu Wieśkowi jestem gotowa wyznać płomienne uczucie...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia