Marchewkowe pole [dziennik Karpatki]
POEZJA!
Raaaanyyyyy!!!! Jakie ja mam piękne kominy!!!!! Znaczy się - mamy (Mały Żonek czasami to podczytuje, choć udaje, że nie ). Serio, serio! Pan Wiesiu wykombinował do "naturalnego" czerwonego klinkieru antracytową fugę i jest rewelka!
Podjechałam dziś po południu na budowę, a tam moje Harnasie z miotłami tańczą! Postanowiły mi domek przed weekendem posprzątać. I słusznie. Porządek musi być. Może ich do mycia okien niedługo wynajmę? Całkiem sprawnie im to szło, choć musiałam energicznie krzyczeć, że "wchodzę na pokład", bo gotowi mi byli gruz na głowę zrzucić. W ilościach hurtowych.
A z kronikarskiego obowiązku (zdjęcia są w aparacie, ale moja skleroza jest wielka. Aparat jest w aucie 9 pięter niżej, a znowu leje niemiłosiernie, więc nie schodzę): lukarny już są pięknie wykończone i część łat też leży jak się patrzy. Leży też część folii. Wiszą fragmenty brązowych rynien, stoją dwa baaaardzo przystojne kominy. Stanęły też brakujące ścianki. W tym ta między kotłownią i biblioteczką, dumnie zwaną gabinetem Małego Żonka. Pan Wiesiu, gdy wyjaśniłam mu przeznaczenie niewielkiego pomieszczenia, zaczerpnął powietrza: "Noooo... W sumie okno ma....". Cóż, Mały Żonek wąski jest (szczęściarz jeden! Nie ma sprawiedliwości na świecie...) i się zmieści.
Jak tak patrzę, to ruch, jak w ulu! Jeden z kominów ładnie "wchodzi" spod krokwi w pokoje lasek. Podoba mi się to bardzo i właśnie kombinuję, by to tałatajstwo (komin znaczy się) do podłogi klinkierem wyłożyć. Całkiem fajna ta czerwień!!!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia