Marchewkowe pole [dziennik Karpatki]
TROCHĘ CHMUR, TROCHĘ SŁOŃCA...
... że tak pojadę cytatem z Bajora. Bo ładny (cytat, nie Bajor... Uwielbiam go słuchać, jedynie wizja powoduje lekkie scysje rodzinne. Zwłaszcza od momentu, gdy Mały Żonek zobaczył taneczne pas life...). I dobrze komponuje się ze wstępniakiem z poprzedniego wpisu.
Wczoraj na budowie mieliśmy gości - brat Małego Żonka z rodzinką (po raz pierwszy) i Najdroższy Teść na Świecie (kolejna wizyta gospodarska). Rodzinka dokonała fachowych oględzin, bo swoją własną budowę zakończyła 3 lata temu. A ponieważ zamontowali nam prawie wszystkie okna (prawie robi różnicę), więc na parterze moje ego i poczucie zadowolenia rosło w tempie piątej prędkości kosmicznej (to co, że mądre głowy obliczyły cztery??? Ja zlokalizowałam piątą i basta!). Do czasu. Konkretnie do przyjazdu Najdroższej Teściowej na Świecie. W przeciwieństwie do Najdroższego Teścia - na ogół małomównej. Teściowa wyszła z samochodu, rzuciła okiem na dom i wyartykułowała z przerażeniem: "Rany Boskie, kto te wszystkie okna będzie myć?!?" Taaa....
A później weszliśmy na piętro i w tym momencie pojawiły się chmury. Okazało się, że w łazience i jednej z sypiali okna (wykonane zgodnie z projektem) są zdecydowanie zbyt małe, by dzielić je na pół i w dodatku katować szprosami. W efekcie stosunek powierzchni szyby do ilości plastiku jest zdecydowanie niezadowalający. A kysz, zgiń! Przepadnij!
W drodze powrotnej w samochodzie nastała jakaś taka niezręczna cisza. Okazało się, że każde z nas trawiło porażkę na własny sposób. Na szczęście wniosek z dnia dzisiejszego jest wspólny: zmieniamy dwa okna! Wolę teraz przyznać się do katastrofy, niż przez kilka(-naście) następnych lat kląć jak szewc...
A nasz domek z częścią okien (brakuje witrynki) wygląda teraz tak:
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia