Marchewkowe pole [dziennik Karpatki]
DYLEMATÓW CIĄG DALSZY
No i proszę. Chłopaki machają tymi szpachelkami (czy jak się to tałatajstwo zwie) niczym koliberek skrzydełkami i efekty widać! Ściany zyskują tynki, a my coraz większą wiedzę, ile rzeczy trzeba poprawić. Zdecydowanej ingerencji wymaga dach i mam nadzieję, że moje Harnasie w tym tygodniu się za niego wezmą, bo wielkimi krokami zbliża się jego ocieplanie. Zupełnie nie wiem dlaczego irytuje mnie wizja mokrej wełny
W kilku miejscach pod tynkiem wyzierają nam kabelki. Jeśli ktoś będzie mi chciał wmawiać, że te podskórne żyłki to przewody, które "ustawiły się pod kątem", to znieczulę go młotkiem. Uprzedzam, że wiem, że są takie zakusy!
Pan Wiesiu nas znowu zaatakował. I to tradycyjnie już wziął nas z zaskoczenia. Tym razem "na już" chce parapety. Masz babo placek. I to całkiem szeroki, bo nieco poszerzyliśmy witrynkę i okazuje się teraz, że żaden szanujący się parapet jej nie wypełni. Najszersze mają 60 cm, a my mamy ciut więcej. A nawet ciut, ciut więcej. I dylemat, co tam wsadzić????? W grę wchodzą płytki (mało chętnie), albo decha (bez przekonania). Jakieś sugestie?
W niedzielę mieliśmy spotkanie z panem stolarzem od kuchni. Niestety, nie tym ze Świnoujścia, bo ten dalekobieżny najwyraźniej nie wyrabia się ze zleceniami. Wszystko wskazuje więc na to, że będziemy wspierać miejscowe firmy. Taki zdrowy przejaw lokalnego patriotyzmu. Pomysł jest, czekamy na wycenę...
Aaaa! I zamówiliśmy bramę garażową. Śliczna! Tak przynajmniej twierdzi Mały Żonek, bo jak nie mogłam aktywnie uczestniczyć w tym castingu. Ciekawe, czy będzie powód do wprowadzenia "cichych dni" odwetowych????
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia