Marchewkowe pole [dziennik Karpatki]
TAMDADAAAAMMMM!
Rozpoczęliśmy sezon grzewczy. Oznacza to mniej więcej tyle, że Małego Żonka nie będę mogła nigdzie wytargać dłużej niż na dwa dni, bo przecież kocioł sprawdzać trzeba... Kocioł oczywiście boski jest, bo ma w trzy diabły pokręteł niewiadomego zastosowania, więc zabawa będzie na najbliższe trzy miechy, a jeszcze się uda do niej bez wysiłków zachęcić mojego Technicznie Ukierunkowanego Ojca. Jak znam życie, to za pół roku dostanę od taty ręcznie spisaną instrukcję z fachowymi opisami i rysunkami technicznymi - wersja dla blondynki, która na technice (ze szczególnym uwzględnieniem kotłów) znać się nie ma prawa i basta! Ciekawa jestem tylko miny tatusia, gdy okaże się, że do podajnika nie może zajrzeć!
Dziś kolejny raz okazało się, że producenci nie zawsze nadążają za tzw. trendami. A że na topie nadal jest m.in. złoty brąz, to każdy wie. Z wyjątkiem producentów impregnatów do podbitki. Taki dla przykładu nobliwy Nobiles, a ma w tym zakresie tyły... Prawdopodobnie więc u nas będzie królowała podbitka w odcieniu orzech, choć z gry nie odpadła jeszcze całkowicie pinia.
Wybór wyczerpujący, zważywszy, że ja zaległam w łóżku - od dziś wiem, gdzie są zatoki szczękowe! Ból fajniejszy od czołowych. Nie polecam. I tak sobie myślę, że od jutra zacznę sobie precyzyjnie rozrysowywać łazienkę. W efekcie końcowym, tradycyjnie już, kafelkarze zrobią mi z projektu collage, ale co mi tam. Przyzwyczaiłam się.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia