Marchewkowe pole [dziennik Karpatki]
NO I CZEKAMY...
No dobra, dawno mnie tu nie było, ale przecież wylewki schną, więc jestem usprawiedliwiona.
Drzwi prawie wybrane. Wybrane, bo są ładne, drewniane i w niezłej cenie. Prawie, bo mimo to kosztują więcej niż dre czy inna porta. I tak z jednej strony "chciałaby dusza" do stolarza, z drugiej serce bankowe boli. Dajemy sobie tydzień do namysłu.
Praktycznie zapadła już też decyzja w sprawie wkładu kominkowego. Zapadła, bo ja jestem zdecydowana. Praktycznie, bo Mały Żonek jeszcze to trawi, ale on ma znacznie dłuższy przewód pokarmowy, więc mu to więcej czasu zabiera. Będzie Arysto. Bardzo ładny i tańszy niż kominkowe mercedesy. Grzać ma okazyjnie, więc wystarczy opel.
W niedzielę byliśmy na działce i upajaliśmy się słońcem. Nieletnia zwiedziła szkolny plac zabaw i generalnie była zachwycona. Po naładowaniu akumulatorów wróciliśmy do domu (tfu!!! mieszkania!) z mocnym postanowieniem zrobienia gruntownych porządków na działce w nadchodzący weekend. Czy może być piękniejsza perspektywa: wiosenne słońce i sterta desek z gwoździami do wyciągania????
Wczoraj na okoliczność nadchodzących porządków odwiedziłam Praktikera. Zainwestowałam w grabie, kopaczkę, szpadel, kilka par porządnych rękawic i dwie największe butle rundapa. Od cebulek mieczyków, sadzonek dalii i nasion najpiękniejszych kwiatów na świecie sama się odciągałam resztkami słabej woli. Dla Małego Żonka - zgodnie z życzeniem - młotek murarski z zębami i obcęgi. Trafiłam w połowie. Młotek ok, obcęgi dziś wymieniałam na "inny" model Opieka nad Nieletnimi zapewniona. Bossssko!
P.S. Z ostatniej chwili: jutro ma lać, wiać i sypać.... Aż tak podpadłam???
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia