Marchewkowe pole [dziennik Karpatki]
RETYYYYYY
Padam, tylko jeszcze muszę się zastanowić na co. Żeby mniej bolało....
Święto Józefa Robotnika uczczone jak należy - w pocie czoła. Wyciągałam gwoździe z desek, układałam drewno (sąsiad zapas szacuje na kilka ładnych lat, a ja końca tej układanki nie widzę), paliłam ognisko, zbierałam śmieci, wyrównywałam teren i nauczyłam się obsługiwać piłę tarczową. Ot, takie babskie zajęcia. Sąsiady litościwie poratowały nas obiadem (pychota z grilla) i perfekcyjnie wyczuły czas, bowiem w tym momencie z nieba lunęło. I tak sobie lataliśmy z huśtawką, ławą i krzesłami - pod wiatę i z powrotem. W ten sposób do listy dzisiejszych robót dopisać należy jeszcze noszenie mebli ogrodowych. BTW: widział ktoś majówkę z parą lecącą z pychola????? Granda w biały dzień....
Dziś też wzbogaciliśmy nasz ogródek. Pani w szkółce sprzedała nam dwa lilaki, ja kupiłam dwa śliczne bzy - biały i fioletowy. I wszyscy zadowoleni
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia