Marchewkowe pole [dziennik Karpatki]
JAZDA BEZ TRZYMANKI
No i poszło!!!!! A właściwie poszły. Pierwsze kafelki na ściany. Aż zamarłam z radości, co rzadko mi się zdarza. A Mały Żonek - tradycyjnie w delegacji - na radosną wieść wrzasnął przerażony "Już???? Zgłupieli???? Nic innego do roboty nie mają?????" Może i mają, ale zaczęli od łazienek. I jest super. Wprawdzie muszą się przyzwyczaić do zmiany stylu pracy, ale jeszcze nie klną. Przynajmniej nie przy mnie. Chłopaki jeszcze w ubiegłym tygodniu pracowały z architektem wnętrz (podobno z gatunku "planujemy, rysujemy i kombinujemy, ale ostatecznie robimy, jak się da"). A od wczoraj intensywnie przypatrują się radosnym kredowym mazajom na ścianach mojego autorstwa i usiłują zrozumieć, co autorka miała na myśli... Generalnie idzie im nieźle. Dziś zrywali tylko jeden pasek, a ja w podskokach pędziłam do sklepu, żeby w miejsce białego dokupić żółte. Po drodze odbierali telefony typu "AAAAAAAAaaaaaaaa! Zapomniałam o lustrze nad umywalką. Zostawcie miejsce, a z tych płytek to robimy półeczkę. Rozmiar????? Noo, oczywiście podam Wam jutro!". Fajna jazda się zapowiada. Na szczęście chłopaki zapowiadają, że cierpliwe są i w bojach zaprawione. Ciekawe, czy ta cierpliwość będzie dopisana do fakturki za usługę?
Poza dokupowaniem płytek wypróbowałam nowy nabytek - konewkę za 8,50. Działa!!!!!
A na jutro rano mam zadanie bojowe: wykopać spod ziemi różową, ciepłą fugę. Jakieś sugestie gdzie to tałatajstwo można nabyć??????
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia