Marchewkowe pole [dziennik Karpatki]
BINGO!
Zacznijmy od tego, że fuga się znalazła. Jeszcze wprawdzie tkwi radośnie na sklepowym regale, ale wiem gdzie i wiem, kiedy ją nabędę. Tradycyjnie - w niedzielę. Dziś kupiłam 10 kg żółtej (ma być 15, ale pan w sklepie zrobił "Hangar chce pani fugować????", 5 kg do wtorku leży w spokoju zarezerwowane) i 5 żółtych płytek w kwiatki, bo mi nimfei zabrakło. Meldowałam już, że wczoraj odwoziliśmy dwie paczki białej, bo za dużo i dokupowaliśmy dekory, bo zabrakło? Nie? To już melduję. Żeby nie było - nie tylko ja mierzyłam te łazienki. Mały Żonek też. I też mu nie wyszło! Wczoraj też dowiozłam płytki na szeroki parapet w wykuszu. Marzyła mi się tam mata grzewcza, ale po wizycie w sklepie przestałam marzyć. Prawie 500 zł za kawałek elektrycznej poduszki! To ja już wolę podkładać tradycyjne poduchy pod tyłki, gdyby ktoś chciał się widokiem za oknem delektować. Usługa gratis.
Wczoraj też doszłam do wniosku, że ta papa, na którą się przykleja płytki, to ma bardzo fajne właściwości. Bo nie schnie szybko i w razie konieczności można coś odkleić. Wczoraj to konkretnie tylko dwie płytki. W kuchni. W poniedziałek kuchni c.d. i pan Stasiu na wszelki wypadek umówił się ze mną o 13.00. Bo później to za mocno zaschnie.
A dziś odebraliśmy lampy do łazienek. Mały Żonek uparł się w magazynie, że je otworzy, czym wzbudził szczere zdziwienie obsługi. "Towar jest doskonale zapakowany. Nikt tego nie sprawdza, ale jak pan chce..... ". Pan chciał. Lampki ok. Plafon - wersja puzzle Kolejna wersja do odbioru w przyszłym tygodniu.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia