Marchewkowe pole [dziennik Karpatki]
A ECHO ODPOWIEDZIAŁO: "MAĆ!"
No i to byłoby na tyle.
Nadeszły oczekiwane deszcze. Dom nam przelało do salonu. Już nawet nie mam siły się złościć ani krzyczeć Kafelkarze na wszelki wypadek poprosili mnie "Niech pani tam nawet nie wchodzi!". Wlazłam. Cieknie w dobrze znanych miejscach. Nawet aparat zaniemógł z wrażenia, więc fotek nie będzie. Podobno z "naszymi" dekarzami Pan W. się rozstał. Słaba to pociecha. Generalnie - my na rano ściągamy nasze zaprzyjaźnione posiłki dekarskie. Jak znam życie, to okaże się, że tam jest pewnie jakiś banalny knif, który sprawę załatwi. Tyle tylko, że Harnasie go nie znają. Niestety.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia