Marchewkowe pole [dziennik Karpatki]
WPADKA WPADKĘ GONI
Dzień obłędu. Najpierw było ok - obejrzałam front moich mebli, prawie wybrałam kolor, zdecydowałam się na blat i uzgodniłam szyby.
A teraz wpadka nr 1. Bez bicia przyznaję się, że nie wyszło. Dobranie kolorystyczne na podłodze w holu. Miało być tak: środek jasny, na brzegach ciepły brąz. Oba kolory super, kafelki piękne. Tylko jakoś tak leżąc obok na siebie warczą i to na maxa. Od wejścia mówiłam, że hmmmm, może jeszcze nie fugować, ale moi panowie chyba nie uwierzyli. Całą drogę powrotną gryzłam to w sobie, skonsultowałam telefoniczne z Małym Żonkiem i heureka - zrywamy ciemne, dokładamy na całości jasne. Zadzwoniłam do kafelkarzy z radosną wieścią, a oni ryknęli do słuchawki: "A to nie był prima aprilis??????". Nie był, kurna chata.....
Po cichu przyznam się jednak, że zdzieraniem kafli obciążyłam panów z lekkim sercem. Należy im się, bo fugi pozajączkowali i do kafli w kuchni zapodali fugę przeznaczoną do jasnych w holu. Jak wychodziłam, w tempie nakładali na jasną ciemną. Podobno złapała. Zobaczymy w sobotę, brakujący materiał dokupować będę w niedzielę, dusić fachowców zaś w poniedziałek.
A na zakończenie dowcip dnia: poprosiłam o wycenę stolarza na zadanie pt. "Obicie sosną czterech stojących już w pokojach drewnianych słupów i dwóch krokwi pod sufitem". Koniec zadania. Dziś dostałam telefon. A nawet dwa. Informacja pierwsza: 8 400 zł (słownie: osiem tysięcy czterysta złotych polskich) za materiał, robociznę i dojazd. Drugi telefon: "zapomnieliśmy dodać, że cena nie zawiera VAT-u". Koniec cytatu. Prawda, że to dowcip pierwszej klasy??? Normalnie śmiech po pachy. Albo i trochę niżej.
Z informacji pozabudowlanych: druga Nieletnia podłapała dziś ospę. Nie jest źle, do wakacji zdąży wyzdrowieć. Tylko co z moim zdrowiem? Ze szczególnym uwzględnieniem tego psychicznego...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia