Marchewkowe pole [dziennik Karpatki]
NOTATKI NA MARGINESIE
Dziś nie będzie o dachu. A w zasadzie będzie. Choć miało nie być.
Dla rozluźnienia: wannę mi obudowali.
http://images23.fotosik.pl/241/4606288415669cb2med.jpg
i kominek się robi
http://images31.fotosik.pl/310/ac42f9f95ace5e74med.jpg
I to byłoby na tyle. Teraz zaczynają się schody.
Przez ten cholerny dach to zaczynam jak koń pod górkę kombinować, czym Harnasiom zapełnić czas. Malować nie mogą, bo u góry gdzie mogli, to pomalowali (zalane ściany są dokładnie oznaczone, więc nie ma obawy, że się coś pomyli). Do malowania u góry został jeden bezpieczny pokój, garderoba i kawałeczek gołej ściany w łazience. Ale to malować mogą dopiero od środy, bo wykupiliśmy w Leroyu resztki Optivy 5 i nie ma bazy do mieszania koloru. Jak tak dalej pójdzie, to w desperacji kupię im do zabawy kafelki na taras, choć chciałam się z tym jeszcze wstrzymać, żeby się upewnić, jak z kasą wyjdziemy.... I dziś tak się pół dnia troskliwie pochylałam nad czasem moich Harnasiów, w końcu Mały Żonek wykręcił do jednego z nich z nieśmiałą sugestią, że może oni sobie jeszcze jeden dzień na tzw. łonie rodziny spędzą. I co???? Ano spędzą. Zgodnie z planem. Bo jeden z nich ma jakieś rodzinne problemy zdrowotne i jutro i tak nie zamierzali przyjechać... Mać, że tak kulturalnie się wyrażę. Dlaczego ja szanuję ich czas, a oni mój już nie do końca. A zadzwonić się już kurna chata nie dało psia jego mać, za przeproszeniem czworonoga????? Coś się ostatnio drażliwa zrobiłam. Dach mi przecieka, czy jak?
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia