Nie chcę domku z ogródkiem
Przynajmniej w tym będę oryginalna, bo cała reszta to powielanie przeżyć ludzkich
Ale zaczyna się od tego, że ja nie chcę. Nigdy nie chciałam, teraz nie chcę i - na dzień dzisiejszy - nigdy nie będę chciała domku z ogródkiem za miastem. Ja jestem urbanistka, proszę pana. Nienawidzę się grzebać w ziemi. Wieś to dla mnie tylko chłopi znęcający się nad zwierzętami. Rośliny to dla mnie tylko dzikie i też lepiej na obrazku. Moi znajomi wiedzą, że nie ma co mnie kusić weekendami w ogródkach i na działeczkach, nad uroczymi jeziorkami, bo ja tylko będę narzekać na owady - boję sie motyli śmiertelnie (żadnych tam myszy, weży, żab, tylko motyli).
Ja chcę apartamentu w środku miasta, z widokiem na centrum, z obsługą i sprzątaczką - to moje marzenie. Nie miałam, ale za to miałam mieszkanie w Warszawie ze wszelkimi dobrami cywilizacji i było mi dobrze.
Ale jako, że, jak napisał Makuszyński, czasami miła opowieść ma smutny początek zaczęło się od tego, że umarł mój tata. Została moja mama, która nie znosi być sama. Nie zrozumcie mnie źle, to nie narzekająca staruszka, jest całkowicie samodzielna, ale przecież ją znam i widzę, że jej źle. No to niech zamieszka ze mną. Fajnie, tylko, że ja zwariuję, lubię samotność. Zresztą może kiedyś mi przejdzie obecna złość na ród męski i zechcę zmienić stan obecny:-) No to co zrobić? Apartament dwupoziomowy - jak wyżej odpada, bo nie mam systemu na totolotka.
No to (fanfary) domek dwupoziomowy. A jak domek to z ogródkiem, a jak ma mnie na to stać to na wsi... Olaboga...
Ale już dalej będzie optymistycznie, bo jak się nie ma co się lubi itd...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia