Graczyk i dmuchawce latawce... Dziennik budowy
Witam
Jak śpiewano w jednej piosence "Najtrudniejszy pierwszy krok...". Tam o ile pamiętam chodziło o coś zgoła innego niż budowa domu jednek zarówno w jednej jak i drugiej sprawie faktycznie zawsze ten pierwszy krok jest najtrudniejszy.
Niemniej jednak nasza (budujemy można powiedzieć rodzinnie) przygoda z domem zaczęła się w 2000 roku. Wtedy to zakupiliśmy małe mieszkanko, które obiecaliśmy sobie zamienić za jakiś czas na dom lub na większy lokal. Żona (Tamara) zarzekała się, że będziemy mieszkac tylko trzy lata ja, że pięć ale jak widać z kalendarza mieszkamy już sześć
Lata mijały a my dojrzewaliśmy do decyzji zmiany lokum.
Decyzja zapadła w marcu 2005. Wybór padł na jedną z bydgoskich spółdzielni i oferowane przez nią ciekawe dwupoziomowe mieszkanie. Wpłata za grunt, składka członkowska i pozostaje czekać na rozpoczęcie budowy. Miała się rozpocząć w lipcu ubiegłego roku ale minął sierpień 2005 i nic się nie dzieje
No nic jesteśmy cierpliwi a czas leci...
W spółdzielni cisza a w zasadzie nie cisza a kłopoty z uzyskaniem pozwolenia na budowę a my zaczynamy szukać działeczki.
Wiadomo masa rozterek w stylu miasto czy wieś, mała czy duża, same za i przeciw, które znacie pewnie sami. Dochodzą konsultacje z budującymi się znajomymi na temat kosztów i ostateczna decyzja zapada... spadamy ze spółdzielni i szukamy własnego miejsca na ziemi.
I tak od połowy marca jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami skarawka terenu w Bydgoszczy na którym chcielibyśmy wybudować naszą "posiadlość" . "Ogromne" ranczo na 320 m.kw. z wielkim 140 m. domem ale co tam jakoś obrobimy te połacie ziemi.
Jak na pierwszy wpis to starczy. Jutro uzupełnie dalszy ciąg opowieści i nas i naszej wielkiej przygodzie. Jutro też założe wątek na uwagi więc proszę wstrzymajcie się chwilkę.
Przy okazji w stopce macie link do projektu, który architekt przerobi nam na bliźniaka ("ranczo" jest pod bliźniaka).
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia