Batuta Gosi i Grzegorza
Właśnie mi się przypomniało . Zanim przejdę dalej wspomnę jeszcze o dwóch możliwościach jakie się nam pojawiły przed pośredniakiem. Złożyliśmy wizytę na plebani u księdza w Nowej Wsi Lęborskiej, bo wiadomo że on powinien wiedzieć najwięcej. Kto by pomyślał, że Kościół posiada tyle ziemi, którą teraz dzierżawi innym, a także sprzedaje. Po rozmowie okazało się, że faktycznie jest ziemia na sprzedaż. Dostaliśmy powiedzmy mapkę i musieliśmy sobie ją sami dopasować do terenu. Przyznam, że nawet dla mnie, osoby na codzień z nich korzystającej, nie było to prosta sprawa . Ale się udało i to można uznać za jedyną satysfakcję z tej eskapady. Masakra. Teraz wiem dlaczego ktoś to oddał - żadna przydatność budowlana .
To była pierwsza sposobność, teraz czas na drugą. Miejsc nawet urokliwe jakieś 2 ha nawet z kawałkiem lasu w oddali. Cena rewelacyjna. Nawet aż za bardzo. Coś nam tu nie pasowało. No i wyszło szydło z worka po telefonie do energetyki. Prąd oni oczywiści mogą podłączyć pod warunkiem jednak, że się zakupi transformator za jedyne 40 tys. zł. Normalnie jakaś farsa. Byłaby niezła wpadka, bo za samą ziemię to byśmy mniej zapłacili. Ze względu na wysoki koszt oferta została odrzucona.
Pan Tomasz , nasz pośrednik, mężczyzna koło trzydziestki, średniego wzrostu, z lekkim brzuszkiem i dość wysokim czołem naświetlił nam co nieco sytuację na rynku obrotu ziemią. Pełen profesjonalizm . I tu znów wyszło na jaw, że im więcej krążymy w tym temacie, tym dowiadujemy się jak mało jeszcze wiemy.
Jak to na biuro nieruchomości przystało na wstępie podpisaliśmy umowę na usługę pośrednictwa. Prowizja dla Pana Tomka wynosiła „jedynie” 3% wartości umowy końcowej miedzy sprzedającym-kupującym, od każdej ze stron.
Zostały nam przedstawione 4 oferty zgodne z naszymi oczekiwaniami. Wszystkie w sąsiedztwie miasta. Udaliśmy się na wizje lokalną, co by kota w worku nie kupić. :) Wiadomo zdjęcia wszystkiego nie oddają. Tak przy okazji dodam, że przemieszczaliśmy się samochodem naszego pośrednika, który to z kolei otrzymał go w prezencie od swojej mamy. Niezły prezent, co? Z kolei jego mama otrzymała ten nowiutki samochód od gazety Głos Pomorza, w której wygrała konkurs. Namacalny przykład tego, że warto brać udział w konkursach i że to nie jest zawsze lipa. :) Z drugiej jednak strony, według relacji Pana Tomasza, szanowna Pani obudziła się rano z przekonaniem, że musi wysłać kupon i że wygra. Coś mi tu śmierdzi, hmm … Ja sam swego czasu wysyłałem z 10 kuponów w lotto na chybił trafił i za każdym razem czułem się jak pomazaniec Boży . Czułem, że to już czas na moją wygraną – główną. I co, ano nic. Mój czas jeszcze nie nastał, a szkoda bo cele mam szczytne i kredytu brać by nie trzeba.
A wracając do tematu to dwie pierwsze oferty odpadły. Jedna dotyczyła działki ok.20 arowej na nowo powstającym osiedlu. Nie potrafię sobie wyobrazić, że przez najbliższe 10 lat będę wysłuchiwał ciągłych stuków, puków, oraz ujadania betoniarek. Oj nie.
Następna miedza miała za to niekorzystne warunki oświetleniowe w godzinach popołudniowych. Kto by pomyślał ,że las może przeszkadzać leśnikowi. Poza tym było to w niezbyt zamożnej wsi i tu każdy facet przecież wie, że dziura dziurze nie równa.
Działka nr.3 w Czarnówku okazała się istną perełką. Położona na wzniesieniu z którego rozpościerała się wspaniała panorama doliny Łeby. Horyzont wił się na wiele kilometrów tworząc iście bajkowy krajobraz. Tam jest wszystko do czego oko lgnie. W tym miejscu można się było poczuć wszechmocny, a zarazem zaledwie drobiną, niczym pyłek. Jeżeli do tego dodamy miłych rolników, którzy posiadają własne konie, to czego można więcej chcieć. Istny raj – działka idealna. Na nieszczęście także właściciel znał jej wartość i ……. dupa. Gdybym tylko miał tyle pienieniądzorów… Szkoda pisać.
Żyć trzeba dalej i szukać działki też. Pozostała nam jeszcze jedna możliwość w postaci wsi Rybki. Jadąc w jej kierunku miałem nadzieję, że Pan Tomasz zaprowadzi nasz na już kiedyś upatrzone przeze mnie miejsce. Prawie mu się udało. Z jednej strony las , stuletnie sosny, a z drugiej rzeka Okalica . Woda już była, a jako wędkarz oczami wyobraźni już widziałem "niewielki" staw w ogrodzie z rybą. Sąsiedzi już się prawie pobudowali. Wszystko cacy ale miałem tylko jakieś obawy czy to nie oby jakiś snoby, sami lekarze i sędziowie.
Byliśmy zdecydowani, że to tu osiądziemy. Nawet kilka razy przyjeżdżaliśmy, co by wstępnych pomiarów dokonać i pooddychać już prawie własnym powietrzem.
Jednakże znowu piach w oczy. Właściciel wycofał się ze sprzedaży. Panu Tomkowi zrobiło się strasznie głupio, że tak wyszło. Jak nic zauważył nasze zainteresowanie i podniecenie właśnie tym skrawkiem nieba. I gdzie my się teraz podziejemy.
cdn.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia