Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    34
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    123

Batuta Gosi i Grzegorza


master111111

616 wyświetleń

Żelazo trzeba kuć póki gorące. Każdy to wie ale nie wszyscy to czynią. My się na szczęście do tych nie zaliczamy . W każdej przecież chwili szkoła może się rozmyślić i cofnąć dane nam słowo, które oczywiście mamy na piśmie. Czym prędzej zajęliśmy się realizacja naszych pierwszych robót na działeczce - doprowadzenie wody. Coś się w końcu dzieje. To miła odmiana po miesiącach tylko papierkowej roboty. Szkoła, oprócz w/w studzienki i podlicznika, zażyczyła sobie także projekt przyłącza wodociągowego. Wiązało się to oczywiście z wynajęciem specjalisty od tych spraw, który zaprojektował to w fachowy sposób, czyli zgodnie ze sztuką budowlaną. A tak naprawdę to kolejna osoba w łańcuszku biurokracji, które mają sposobność żerowania na obowiązujących przepisach i na oczywiście na nas. Ubyło mam 300 zł w kieszeni, a mogłoby więcej gdyby nie żona i jej sztuka negocjacji. :)

 

 


Zaczęliśmy rozglądać się za wykonawcą. Ekipę do samego montażu już mieliśmy w postaci mojego wujka Zdzicha , który zrobił to pół darmo, prawie w ogóle nie licząc sobie za robociznę. O słowności, a co za tym idzie terminowości wykonania powierzonego mu zadania, w tym miejscu nawet o tym nie wspomnę. Pozostała sprawa koparki. O dziwo znalezienie takowego wcale nie było łatwo, a to ze względu na mały rozmiar prac (40 m wykopu). Zauważyłem taką prawidłowość, że wszyscy ci, którzy już na wstępie odmówili podjęcia się zlecenia (np. z braku czasu) zapewniali o tym, że glina w takich przypadkach tylko pomaga w pracy, bo się gleba nie obsypuje. Pozostała reszta twierdziła, że glina to paskudny grunt do prowadzenia wykopów. Finał wyszedł taki, że właściwie nie mieliśmy żadnego wyboru co do wyboru „kopacza”. Jakimś cudem, razem z moim ojcem, znaleźliśmy jednego, który chyba traktował to jako pracę dorywczą. Lepszy rydz nisz nic. Cena za wykop i data prac została ustalona, ludzie umówieni, a materiały zakupione. Wszystko miała nadzorować moja żona, ponieważ ja w tych godzinach jestem w pracy.

 


Nastał w końcu ten dzień. Tuż po rozpoczęciu pojawiły się problemy. Pan od koparki dosłownie po kilku wydobytych łyżkach gleby odmówił dalszej pracy. Pewnie to zaplanował, cwaniak jeden. Twierdził, choć został o tym uprzedzony, że nie spodziewał się takiej gliny i zwija majdan. Wyjaśnił, że i owszem ziemia się nie obsypuje do wykopu, ale też nie chce się odkleić od łyżki. Niezłe jajca. Biedna żona nie załapała od razu o co chodzi, choć to przecież jasne. Jak tylko mielibyśmy jakąś alternatywę, to na pewno nie zgodzilibyśmy się na takie wymuszenie. W zaistniałych okolicznościach pozostało nam tylko dopłacić tych kilka srebrników Judaszowi.

 


Inny problem stanowiło odnalezienie właściwej rury. Trudno znaleźć coś co istnieje tylko na mapie, a w rzeczywistości tego nie ma. Pozostało mam tylko delikatnie szukanie w koło po omacku. :-?W końcu znaleźliśmy i to nie jedną rurę ale kilka o zupełnie innych średnicach niż miały być. Od przybytku głowa nie boli, ale nie w tym przypadku. To skąd się wzięły nie było naszym problemem i nie mieliśmy zamiaru tego zgłaszać, ponieważ mogłoby jeszcze wszystko przeciągnąć w czasie. Podobno w tamtych czasach takie rzeczy były sprawą normalna( w tych pewnie też się zdarza), że nie naniesiono powykonawczo właściwego położenia różnych instalacji. Również materiał i wymiary z jakich miały być one wykonane nie odpowiadał rzeczywistości. Trzeba było przerwać pracę do następnego dnia aby po takim oświeceniu dostosować się do tego co znaleźliśmy w ziemi. Następne co zobaczyłem to już całkowicie wykonana studzienka, a właściwie wystający nieco ponad ziemie właz, a z drugiej strony wystająca czarną rurę fi 50.

 


Od tej pory możemy powiedzieć, że MAMY WODĘ. :)

 


Mam taką cichą nadzieję, że zrobili próbę i zamiast wody nie poleci szambo, gdyby się okazało, że to nie ta rura.

 

 

 


Teraz, a właściwie nawet ciut wcześniej mogliśmy złożyć wniosek o warunki zabudowy dostosowane do naszych potrzeb. W gminie jednak mieliśmy zetrzeć się z Panem, który niezbyt przychylnie patrzy na nowych właścicieli ziemskich. Jak to dziwnie brzmi – „właścicieli ziemskich”. Powód jego nieprzychylności spłynął na nas jeszcze z poprzedniego właściciela, z którym miał na pieńku. Inny powód to taki, że sam posiada w gminie grunty, które okazyjnie nabył i teraz sprzedajne po holendarnych cenach. My od niego nie chcieliśmy kupić i obawialiśmy się czy nie będzie robił mam pod górkę. Faktycznie próbował ale ja mam asa w rękawie w postaci niezastąpionego agenta ds. specjalnych w postaci mojej Gosi. Ona to nawiedzała urząd gminy niemiłosiernie. Kiedyś nawet jak jakiś urzędnik nie był specjalnie pozytywnie nastawiony do naszej prośby, twierdząc że nie może coś tam, bo nie ma takiego przepisu, to powiedziała mu wprost, „że się Jej nie pozbędzie, że ona jak nie drzwiami to oknem wejdzie, a jak nie oknem to szparą miedzy futryną a oknem się prześlizgnie” . Przepis się znalazł ! Wygadane to jest, że ho ho ……… i jeszcze trochę.

 


Warunki zabudowy dostaliśmy i na szczęście żadem z zainteresowanych tj. sąsiadów nie wniósł sprzeciwu.

 


Następny krok to wybrać projekt.

 

 


Cdn.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...