Batuta Gosi i Grzegorza
Od dość niedawna zacząłem kłaść regipsy. Najpierw trzeba było je oczywiście przywieźć na budowę. Firma, w której je zakupiliśmy już dłużej nie mogła ich przechowywać. Całe szczęście, że akurat wolny był masz kumpel, który pomógł mi je rozładować i później wnieść do środka.
http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/regipsystos.jpg
Dobrze mieć takiego murzyna pod ręką. Po tych dwóch godzinkach wtę i we wtę miałem już naprawdę dość. Cieszyć się można, że akurat zrobiła się luka w opadach deszczu i obyło się bez nerwówki. Niby taki regipsy ciężki nie jest, no ale jak się pomnoży go przez 75 szt., to jednak coś w łapy wchodzi. Na marginesie dodam, że potwornie one zdrożały. Budowanie robi się coraz droższe..
Wbrew pozorom nawet z takimi regipsami jest trochę pracy, ale powolutku idzie do przodu. Na dzień dzisiejszy jest obklejone około 99% ścian.
http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/regipsybiuro-1.jpg
Ciągle coś mi wyskakuję innego i nie cierpiącego zwłoki. Poza tym ciężko się taszczy i przymierza taką 2,8 metrowa płytę , najlepiej jej jeszcze nie uszkadzając.
Polecony przez znajomego klej do klejenia miał być długo wiążący. On próbował chyba wszystkich dostępnych na rynku , od najdroższych po najtańsze i ten mu najbardziej odpowiadał. Tu nasuwa się pewien wiosek, że albo ja jestem tak wolny, albo producent zmienił formułę i dla mnie on wciąż za szybko schnie. Sporo się go marnuje wysychając niemiłosiernie, na szczęście jest taniutki jak barszcz, bo jeszcze dodatkowo go utargowałem. 15 zł za worek 25 kg - gdzie tu zarobek producenta. Jak wyschnie to jest jak kamień i prędzej wyrwie się regips niż puści. Sprawdzałem.
Niedawno wziąłem 1 tydzień urlopu (niestety bezpłatnego) aby wraz z moim „murzynem” Łukaszem podciągnąć trochę robotę do przodu. Zaczęliśmy już nawet układać płyty na sufitach. Tu to dopiero jest gimnastyka. Wygląda to tak, że dwóch trzyma, a jeden przykręca, przy czym trzeba się jeszcze nieźle uwijać, bo ręce szybko mdleją. Nawet nieźle to wygląda. Oczyma, na razie wyobraźni, widać już prawie końcówkę naszych bojów ze ścianami i sufitami.
Nasze szacunki co do ilości potrzebnych płyt gk znowu okazały się zaniżone, choć i tak już braliśmy ciut więcej z myślą, że superata pójdzie na poddasze. Widać tak już musi być.
Ocieplenie domu dobiegło już dość dawno ku końcowi. Sylwek pindolił się jednak z tym dość długo. No cóż jeżeli ma się majstra , który posiada w uproszczeniu tylko pacę i poziomicę, która wozi w plecaku na rowerze, to robota musi trwać. Aż się wyć chciało. A łuuuuu. Za to tani był. Prawie wszystko musiał pożyczać, jednak pracę wykonał wyśmienicie. Jesteśmy zadowoleni. Tu znowu okazało się ,że nasze wstępne szacunki co do kosztów robocizny są zaniżone. Może człowiek podświadomie je zaniża. Może jakby wiedział o całych kosztach wybudowania domu, to by się w ogóle nań nie porywał.
Na koniec pozostało mu już tylko przykleić sztukaterię, pomalować ściany szczytowe środkiem do gruntowania i już mógł się zabrać za wykonanie wylewek.
Zanim jednak do tego doszło to wte pędy razem z Małgosią układaliśmy ogrzewanie podłogowe.
Po sporej ilości przeczytanych reportaży, artykułów i innych wzmianek w Internecie w końcu wyrobiłem sobie zdanie na temat jak tanio i dobrze położyć podłogówkę.
Wraz z moją dzielną żonką zabraliśmy się za to dość nieśmiało , później już z pełna wprawą. Wiadomo wiedza teoretyczna nie czyni jeszcze z człowieka alfa i omegą. Nasze zadanie polegało na ułożeniu dwóch warstw folii budowlanej, styropianu i oczywiście rurek pex/alu/pex. Nieźle się przy tym namordowaliśmy. Ułożenie prawie 600 m rurek na bliski 150 m2, 300 m2 styropianu i 600 m2 folii budowlanej dało się naw nieźle w znaki. Do tego doszło także pianka na dylatacje, montaż rozdzielaczy oraz sporo pomyślunku. Naszczęście mamy już to za sobą. Zaraz potem wyjechałem na szkolenie do ośrodka wczasowego i leniuchowałem za wszystkie czasy. Teraz moglibyśmy kłaśc podłogówkęć zawodowo.
Sylwek przy wylewkach znowu miał problem z narzędziami - teraz w postaci betoniarki. Najpierw załatwia coś przez tydzień, potem cały dzień szukał siły we wtyczce. W końcu wylali we trzech dwa pokoje na poddaszu. Ratujcie . Później zabrali się za piwnicę, a gdy odkryli, że jakieś łożysko w pożyczonej betoniarce jest na wykończeniu to przerwali pracę ,żeby nie płacić za naprawę. Betoniarki znowu nie było i nie zapowiadało się na nic innego. Szlag nas trafiał.
Chcąc jednak mieć wykonane wylewki musieliśmy wziąć sprawy w swoje ręce. Nasze drogi znów skrzyżowały się z „Naszym Henrykiem” – facetem , który wybudował mam stan surowy otwarty i moim wujkiem Zdzichem. Wujek, choć posiada firmę budowlaną, to najbardziej niesłowny facet jakiego znam i już od samego początku na niego nie liczyłem. Za to Henryk zgodził się od razu, ale jak to na biznesmena przystało zażyczył sobie 20 złociszy za każdy dzień użytkowania pożyczonej betoniarki, 150-tki. Myślę, że to nie wiele poza tym ten koszt i tak nie był nasz , bo za te 7 dni odciągnęliśmy później „wylewkażą”
Wykonanie wylewek w trzy osoby na 300 m2 zajęło im łącznie około 3 tygodni, z dużymi przerwani. Zakupiliśmy plastyfikator (Dobet) i środek zmniejszający nasiąkliwość betonu (Hydroplast), a zamiast siatki stalowej dodaliśmy specjalnych włókiem. Wszystko w max. proporcjach. Do tej pory jak ktoś zobaczy te wystające gdzie niegdzie włókna, to się dziwi, pierwsze słysząc. Jak dotąd, a to już koniec wygrzewania, podłoga pękła tylko w jednym miejscu i to tylko na odcinku ok. 30 cm. Czyli włókna się sprawdziły.
Sylwek i jego dwóch pomocników na początku wyłapali poziomy.
http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/wylewki.jpg
Myślałem, że zrobią to za pomoce tzw. „waserwagi”, ale im wystarczyła jedynie długa łata z poziomnicą, zresztą moja. Potem zaczęła się ta gorsza, brudniejsza praca, szczególnie na poddaszu gdzie wszystko musieli wnieść w wiaderkach po schodach. Znowu pojawiło się masę brudu. Doszła także niewyobrażalna ilość wilgoci, która szczególnie była widoczna na drzwiach i oknach. O jakiej ilości wody mamy do czynienia dowiedziałem się dopiero gdy wszedłem na strych. Na całej długości rozciągniętej „folii” paroprzepuszczalnej osadziły się ciężkie krople wody w ilości wręcz nie wyobrażalnej. Miałem spore wątpliwości czy przy tak chłodnej pogdzie to wyschnie, czy przypadkiem już tak zostanie i folia zgnije. Parę dzionków temu znów odwiedziłem strych i ku własnemu zaskoczeniu nie zauważyłem nawet ani najmniejszej kropelki. Widać warto było wydać troszkę więcej złociszy na droższą paroizolacje ? Szczerzę mogę polecić Deltę Vent.
W między czasie poprawił, na ile mógł, spaprane ocieplenie poprzednika. Polegało to na podciągnięciu styropianu aż pod samą folie dachową, bo poprzednik zrobił go tylko do krokwi – co świadczy o kompletnym braku wiedzy w tym temacie. Ja mogłem niewiedziec ale on ...
Cham jeden, nie dość, że się w ogóle później nie zjawił, to jeszcze podobno liczył na jakąś zapłatę. Pozostawił swoje nędzne, zwichrowane narzędzia , a po kilku miesiącach myśli, że będę mu je na rozkaz przywoził do domu i przechowywał śmierdzące rzeczy w nieskończoność (won do pieca ) i to wszystko załatwia jeszcze przez swoja żonę. Normalnie gówniarz jeden, koło 50-tki.
cdn
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia