Batuta Gosi i Grzegorza
Przyszła wiosenka upragniona.
Aż chce się wyskoczyć na podwórze i zająć się obejściem. :) Zresztą jakieś niedzieli uczyniłem to i z wielką przyjemnością odnowiłem, prześwietliłem korony dwóch najbliższych jabłonek w naszym „sadzie”.
http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/jabo.jpg
http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/jabo1.jpg
Minęły już zapewne całe wieki jak ktokolwiek poświecił im choć trochę uwagi, wyłączając szabrowników jabłek ;P) . Na ziemie powędrowała cała masa suchych i zrakowaciałych gałęzi, a także niezliczona ilość zbędnych pędów. Na resztę jabłonek przyjdzie czas na jesieni.
Kilkanaście dni temu dokupiliśmy kilka nowych drzewek, na nowy sad. Już za kilka lat będziemy się cieszyć czereśniami, gruszami i śliwami. Trzeba je jeszcze z głowa posadzić, a potem czekać i pielęgnować. Wykopanie siedmiu dołków , wymiana podłoże na żyźniejszą glebę zajęła dobra chwilę ale mamy nadzieję na smaczne profity.
Obsadzona została także nasza droga w celu zapobieżenia nawiewania śniegu.
Na początku miały to być żywotniki , ale skoro znajdą się tacy co z cmentarzy … , to pozostaliśmy przy pospolitym świerku. Świerk nie jest zły, bo mało z nim roboty, a będąc równomiernie oświetlony powinien nie gubić dolnych igieł tworząc gęsty żywopłot.
A w naszym domku trwa wykańczanie pomieszczeń , czyli malowanie. Na dziś cały parter jest już niemal w 100 % ukończony.
http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/sypialnia.jpg
http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/przedpokoj.jpg
http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/salon.jpg
Pozostało tam już tylko ułożenie listew przypodłogowych i maskujących przy futrynach oraz montaż parapetów. Czyli tyle co nic. W korytarzu natomiast żonka zażyczyła sobie wnękę, na którą poświęciłem kupę czasu. Aż wstyd się przyznać ile.
http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/wneka1.jpg
http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/wneka2.jpg
http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/wneka3.jpg
Jak ktoś zna zasadę, to idzie szybciutko, a ja musiałem do wszystkiego dojść sam. Cieszy fakt, że jest stabilna i nie chwieje się na boki. Następna półka z regipsu pójdzie szybciutko. :) Całe szczęście, że Małgosi się podoba, bo z początku to mieliśmy trochę sprzeczne wyobrażenia na ten temat tj. dochodziło do spięć. Ale teraz jest dobrze -->stanęło na Jej pomyśle. Ach te baby (kochane). Naj efektowniej wygląda po zachodzie słońca , robi sie tak nastrojowo i ciepło.
Moja żonka kochana jak zwykle miała najwięcej problemów z doborem kolorów farb na ściany. I nic tu nawet zaprzyjaźniona dekoratorka wnętrz nie pomogła. Co prawda naświetliła Jej jakiś ogólny zarys, a kłopot nadal pozostawał.
http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/piwnicasciany1.jpg
http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/prz1.jpg
Ja bym ten kłopocik rozwiązał podczas jednej wizyty w sklepie z farbami ale wolałem się zanadto nie wtrącać. Dobrze, że co do koloru sufitów jesteśmy zgodni. Ha ha. Syn już też wie jaki chce mieć kolor ścian w swoim przyszłym pokoju. Będzie to pomarańczowy i żółty, na dodatek chce go pomalować sam. Tego się jednak obawiam, przecież ma dopiero 7 latek.
Jeżeli już jesteśmy przy dzieciach, to wypada wspomnieć, że nasza gromadka powiększyła się o jeszcze jednego łobuziaka.
28 marca 2007 r. z bardzo wielkim trudem i po kilku już próbach na świat przyszedł, przepraszam zostaw wypchnięty Igor August Majewski. Dziecko monstrum ale śliczne. Ważyło 4450 g i mierzyło 57 cm długości. Duża głowa. Po 12 dniach waży już 5 kg , z czego cieszy się Małgosia , bo wyciąga z niej całe nagromadzone zapasy. Jedno zdjęcie za 1000 słów.
http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/Igorwsolarium.jpg
http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/igorek.jpg
Pora wrócić trochę wstecz. :)
Na początku roku dostaliśmy sporego kopa od pogody. Przyszły śniegi, a potem deszcz i roztopy, mimo to ziemia nadal była zmarznięta. Po takiej właśnie spłynęło do naszej piwnicy około 15 m3 wody, mając w nosie nasze środki zaradcze, które skądinąd sprawdziły się już niejednokrotnie. Plan zaradczy jest już gotowy i w najbliższym czasie pozostanie wprowadzony w czyn.
http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/beczka.jpg
Małgosia była załamana.
Ta ogromna ilość wody pokrywała całą nasza piwnicę na wysokość ok. 10 cm. Mało tego. Dostała się w warstwę ocieplenia podłogi ( styropian 10 cm) przez studzienkę w pralni, wnikła we wszelkie ściany i sprzęty.
http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/piwnicascianytynk1.jpg
Na parterze właśnie trwało układanie kafli i wszystko co tam było powędrowało na dół, co by nie przeszkadzało. Zalane zostały jak jeden wszystkie moje wiertarki, boshe, wkrętarki, i inne, oraz zaprawy, kleje i opał. Elektronarzędzia zaraz powędrowały na kaloryfer. Woda natomiast pozostała.
Z jednej strony studzienka w pralni spowodowała zalanie ocieplenia, teraz za to będąc poniżej poziomu posadzki pozwalała na wypompowanie wody. Całe popołudnie zajęło nam usuwanie wody za okno i dalej. Bez pompki do brudnej wody nie było by to możliwe. Ta wsiąknięta w stałe elementy konstrukcji budynku musiała już poradzić sobie sama.
http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/piwnicasciany4.jpg
Przez jakiś miesiąc na oknach osadzała się para, a potem stopniowo coraz mniej, aż w ogóle znikła. :) Miałem dylemat czy w taki mróz wietrzyć piwnicę w i tak niezbyt już ciepłym budynku ( ok. 12 stopni), a pracować trzeba było. W lato to drzwi i okna na oścież i wynocha z ta wilgocią. Teraz system musiał być kombinowany. Najpierw nagrzać, potem lekko uchylić okienko. Widać zadziałało.
Niedługo musze zrobić próbę na wilgotność. Co dziwniejsze wszelkie moje narzędzia do dziś działają , a z niektórych to nawet przez jakiś czas podczas pracy (pędem powietrza) wydobywała się woda. Mam nadzieje, że to drugie nasze zalanie tym razem będzie już ostatnie.
Solary,
W związku z tym, że słoneczko zaczęło przygrzewać, to nie pozostało mi nic innego jak uruchomić solary. Od zeszłego sezonu czekały sobie cierpliwie zasłonięte przed promieniami. Co prawda próbowałem już kilka razy wymusić jakoś obieg ale jak do tej pory próby spełzły na niczym.
Ciągłe zakrywanie kolektorów płytami styropianowymi po każdym silniejszym wietrz, o który u nas przecież nie trudno, na spadzistym dachu aż kusiło licho i trzeba było ta sprawę w końcu zamknąć.
Z wieloma osobami rozmawiałem na ten temat i wszyscy zgodnie twierdzili, że wina leży po stronie zapowietrzenia instalacji. O różnych sposobach odpowietrzenia kolektorów już nie wspomnę, w końcu to nie kabaret. Mnie w miarę sensownie wydawał się sposób siłowy, czyli wpompowanie tyle glikolu żeby jego napór przepchnął powietrze. Dokupiłem 5 l glikoli i do dzieła. Do dyspozycji miałem ręczna pompkę z tłokiem przeznaczoną do wykonywania prób szczelnośc instalacji grzejnych. Aby wpompować ta ilość potrzeba sporo czasu . Normalne ciśnienie robocze wynoki około 1 atmosfery , u mnie było 3. Nic to jednak nie pomogło , jaki i zresztą kolejne próby. Poddałem się. Nawet telefony do bezpośredniego przedstawiciela handlowego w tym rejonie z prośbą o interwencję nie dały rezultatu. Jakoś przełknąłbym stratę 120 zł /godz. + dojazd z Gdańska. Mimo to nie mogli się wybrać do mnie przez ok. 1,5 miesiąca. A słoneczko coraz mocniej przygrzewa, co z kolei stwarzało ryzyko przegrzania. Nawet w lutym gdy słońce miało chwilę dla siebie , czujnik wskazywał temp. do 120 stopni. W pierwszej chwili pomyślałem, że to jakiś błąd i sprawdziłem ręką.
Poparzenie palców odpowiedziało samo za siebie. Począłem szukać pomocy gdzie indziej. W końcu przez znajomą ,Agnieszkę, zdobyliśmy tel. do innego, lokalnego producenta kolektorów, on z kolei …. podał jeszcze jeden telefon i takim oto wężykiem dotarłem do setna. Każdemu z osobna trzeba było naświetlić problem i oczekiwania. Męczące. Dobra nowina jest to, że jak już trafiłem na właściwych, to zjawili się u mnie w 3 godzinki później , szukając po okolicy kolektorów na dachu, bo przecież szyldu jeszcze nie mamy. Do zachodu słońca odpowietrzali instalację i … dupa. Dalej nie ma przepływu. Poczęli spekulować co może być przyczyną , no bo pewni byli , że nie zapowietrzenie. I tak wymieniliśmy odpowietrznik, rotatometr na licznik do ciepłej wody, i kilka innych pierdułek . Nic nie pomagało. Zaczęli powolutku dalej „rozbierać” instalację. I tu trafił się prawdziwy cud , bo już przy pierwszej próbie trafili, choć do głowy im by nie przyszło, że można by zrobić taki błąd. Okazało się że zawór zwrotny przy zasobniku został odwrotnie zamontowany, blokując skutecznie rotację glikolu. Krew mnie zalewa. Jak można zrobić coś takiego. Teraz wystarczyło już tylko go odblokować ( instalacja solarna nie ma już zaworu zwrotnego) , odpowietrzyć i włala.
Podliczają koszty to : części 100(skąd inąd teraz mi zbędne), robocizna 500 zł. Apeluję do wszystkich. Nie róbcie takiego co ja zrobiłem . Zamawiajcie tylko autoryzowaną firmę. Koszt i tak będzie taki sam. Pozostali instalatorzy, hydraulicy działają na tym polu tylko po omacku. Nie odpowiedzą na szereg waszych pytań lub co gorsza poniesie ich fantazja. Jest też drugie wyjście - róbcie sami , co najwyżej będziecie mieli pretensję do siebie, ale te krócej sumienie męczą.
http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/solary.jpg
Co do skuteczności ich grzania to mogę powiedzieć, że praktycznie nie muszę juz palić w piecu aby mieć ciepło wodę. Średnie czujnik wskazuje około 50 stopni, wczoraj 60 na wieczór. Fakt , mieszkam teraz sam i zużycie jest niewielkie , no ale toż to dopiero początek kwietnia. Dziś znowu fest grzeje, na wieczór będę musiał pewnie spuścić trochę gorącej wody, bo się instalacja przegrzeje. Ehh tak źle i tak niedobrze, czy działają czy nie , czy świeci słoneczko czy nie, zawsze jakoś nie tak.
Kuchnia
W przeddzień montażu zamówionej kuchni przywieźliśmy zmywarkę , lodówkę i piekarnik. Wystarczająco już długo czekały po magazynach sklepów na miejsce docelowe. :) Piekarnik jednak został nieznacznie i prawie niewidocznie uszkodzony gdzieś na przestrzeni czasu.
Zgodnie z planem, bo 5 kwietnia przyjechali do nas stolarze w ilości sztuk dwa. Na pace przywlekli częściowo złożoną naszą kuchnię. Potem metodycznie zaczęli ją skręcać w jedną dość harmonijną całość.
http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kuchnia3.jpg
Jestem pełen podziwu, że z odręcznie wykonanego szkicu i kilku pomiarów udało im się wszystko dopasować. Mnie same wzięcie miary zajęłoby co najmniej dwa dni. Na miejscu dokonali już tylko kilka, wręcz kosmetycznych modyfikacji.
http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kuchnia2.jpg
http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kuchnia1.jpg
http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kuchnia.jpg
Jednak nie obyło się też bez babola (czyt. błędu). Wielokrotnie powtarzaliśmy, że montując zlewozmywak bateria powinna być umiejscowiona pośrodku okna, tak aby jego otwieranie było możliwe. Majster co prawda dokonał dokładnych pomiarów w tym względzie lecz przez niefortunne obrócenie ww. wszystko wzięło w łeb. Jeszcze gdyby nie byłaby zrobiony otwór pod baterię, to wystarczyłoby go tylko odwrócić i po kłopocie. Teraz to albo nowy blat, albo nowy zlewozmywak. W sumie to nie nasz kłopot.
W wolnych chwilach natargałem sporo drzewa z lasu na opał. Głównie jest to buk.
http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/drzewobuk.jpg
Będzie tego, razem z tym co mi pozostało z poprzedniej zimy i odpadami budowlanymi, z 50 mp. Niebawem wszyściutko zostanie pocięte, porąbane i poukładane.
http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/dezewo.jpg
Cdn.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia