Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    34
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    79

Batuta Gosi i Grzegorza


master111111

901 wyświetleń

cdn.

 

 


Oj minęło już sporo czasu odkąd tu zaglądałem i cokolwiek napisałem. Różne były tego przyczyny o których raczej nie chcę pisać, wszak nie ma człowieka bez winy. :) W ramach przeprosin mojej Małgosi postanowiłem sprawić jej wielka niespodziankę, mam nadzieją, że miłą i długo oczekiwaną.

 


Jaki ze mnie idiota. Największy na świecie. Jak brak tolerancji może zaślepić i popsuć tak wspaniałe małżeństwo. Teraz już z tym koniec. Nie poddam się.

 

 


Tyle się wydążyło, można by kilka rodzin obdzielić, nasz domek wypiękniał, rozkwitł. Tak samo jak nasze małe stadko - dzieci. Choć żal bierze, że tak szybko rosną. Zacznę od najmniejszego.

 


Igor, fisiu, czy łapulcem też zwany tosz to istny anioł, z całą pewnością urodę czerpał garściami od żoneczki. I dobrze, bo ode mnie to tylko szpiczasty noś oraz długie ośle uszy mógł w niechcianym pakiecie genowym nabyć. O łysiejącej czuprynie już nie wspomnę. Oto cały ja.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/igu111.jpg

 


Może dokończę dalsze przygody naszego synka z WIELKIM serduszkiem.

 


Na umówiona wizytę 16 lipca nie pojechaliśmy, bo oczywiście zaczął się okres strajkowy naszej służby zdrowia. Nie wiadomo czy się cieszyć z odroczonego wyjazdu. Za to przyjął nas gdański oddział kardiologiczny i po badaniu szybko wróciliśmy do domu. Wszystko było na razie wporządku, oczywiście jak na dziecko za stentem w kanałach. Przez krótki okres jaki tu poprzednio przebywaliśmy zdążyliśmy sobie narobić wrogów. Nam to zwisa, mnie dodatkowo powiewa, ale Ci durni lekarze (czasami pielęgniarki) przez swoją zawisłość szkodzą naszemu maluszkowi. Może warto to trochę jaśniej wyjaśnić. Nie jesteśmy jakimiś krzykaczami, Małgosia to harda sztuka ale w środku ma serce ciepłe i miękkie.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/igu.jpg

 


Jak w poprzednim poście pisałem, odbywały się tam rozgrywki personalne, których ofiarą była nasza doktor prowadząca. Ordynator, użyję tu modnego ostatnio słowa, wywierał na nią moobbing. Co to oznacza ? W tym przypadku oznaczało to działania polegające na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu, mające na celu poniżenie i ośmieszenie, a także izolowanie i wyeliminowanie z zespołu współpracowników. Tu dodatkowo doszło do rękoczynów. Żona była mimowolnym obserwatorem zajścia i zgodziła się być świadkiem w toczącej się sprawie. Choć jam sam nie wiem czy dałbym się wciągnąć w naszej obecnej sytuacji w to bagno, to i tak uważam, że mimo to postąpiła słusznie. :) Tak trzeba było. Niedługo po tym dowiedzieliśmy się, że dziecko z którym Iguś wtedy tam leżał na sali umarło. Piękny chłopiec na którego rodzice czekali 16 lat !!!. Prawdą jest, że urodził się bardzo chory z niewielką szansą na normalne życie. Umarł dlatego, że po badaniu pielęgniarki zapomniały ponownie włączyć respirator, a alarm ściszyły na maximum. Z żoną uważamy, że lekarze to grupa zawodowa która jest obdarzona największą znieczulicą. Dlaczego tak uważamy ? Otóż zbyt dużo razy mieliśmy okazję obserwować, niestety , zachowanie, które w szczególnie ciężkich przypadkach mówiło coś jakby „to dziecko i tak nie ma szans, lepiej jakby umarło” …. Ale dość już o tym.

 

 

 


Na razie mieliśmy spokój, pociecha dużo jadła i rosła w szybkim tempie . Do Centrum Zdrowia Matki Polki pojechaliśmy 15 października 2007r. Tam w trakcie badania powiedziano nam, że nastał ten czas kiedy operacja zdaję się konieczna. Z jednej strony chcieliśmy tego od początku, a z drugiej zawsze istnieję możliwość pójścia czegoś nie tak i lęk przed niewyobrażalną stratą.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/panoramaigor1.jpg

 


Z uwagi na to, że od 1 czerwca przebywałem na urlopie najpierw macierzyńskim, zwanym czasami tacierzyńskim, a po dwóch miesiącach dalej na wychowawczym, zapadła z góry wiadoma decyzja, że to ja pojadę z Igusiem na operację .

 


Swoją drogą zastanawiające jest, że skoro taki sam urlop macierzyński i zasiłek przysługuje mężczyznom - ojcom, to dlaczego faceta na urlopie macierzyńskim nikt się nie czepia, a potem nikt go nie zwalnia?

 


Datę wspólnie z przecudną doktor Mazurek, słusznej postury, :) ustaliliśmy na 3-go grudnia 2007. Marzyło się nam aby na zbliżające się święta wrócić z takim dużym prezentem, dla wszystkich. Wcześniej jednak trzeba było się tam znowu dostać tą śmierdzącą, brudną koleją. Człowiek dorosły kierując się rozsądkiem i głównie obrzydzeniem stara się jak najmniej dotykać tego kilkudziesięcioletniego syfu w koło, ale dziecko jest jeszcze zbyt ufne, ono nie wie, że tu wszędzie czają się śmiercionośne zarazki. Iguś, jak żadne inne z naszych starszych dzieci, co tylko chwyci, to od razu wtyka do buźki. Jak nic Łapulec. Tak mi teraz wpadło do głowy, że odkąd zacząłem jeździć/katować się koleją, to nigdy nie słyszałem jakiejś obcej, zachodnioeuropejskiej mowy innych pasażerów. He, he, ciekawe dlaczego.

 


400-sta kilometrów w aż 7 godzin pociągiem pośpiesznym, trasą która przecież nie ma dziur czy korków to stanowczo zbyt wiele. Potem pozostał jeszcze kilkunasto minutowa jazda taxi i już byliśmy, niestety tylko ja i maluch, na izbie przyjęć. Z wielkim trudem, pamiętam jak dziś, będąc mokrym od potu, niosąc w jednej ręce nosidło z Fisiem, a w drugiej walizkę z najpotrzebniejszymi rzeczami, na nie wiadomo jak długo, zapukałem do okienka. No i wyskoczyła jak się można domyśleć pani z okienka. Bardzo zdziwiona . W 99% to mamy zostają z dziećmi, a tu taka niespodzianka. Szczerze myślę, że gdyby to Małgosia jechała zamiast mnie, to by sobie z tym pobytem tam nie poradziła. Dostaliśmy izolatkę, no bo przecież dziecko przed operacją nie powinno niczym się zarazić ani nikogo zarażać. Pozostało mi już tylko czekać. Niestety to Iguś zaraził się wirusem Rota. Oznaczało to ni mniej ni więcej tyle, że teraz to izolatka zaczęła nabierać prawdziwego znaczenia . Prawie zero wychodzeń, ścisła dieta i nuda w pomieszczeniu wielkości średniej wielkości WC. Nastrój też miałem jak z sedesu wyciągnięty. A w radio ciągłe świąteczne dzingle puszczali. Świnie. Na domiar złego potworne opóźnienia w przeprowadzaniu operacji (teraz anestezjolodzy strajkowali). Ryczeć się chciało. Niewiele ludzi potrafi sobie wyobrazić jak trudne i męczące może być opiekowanie się oraz zabawianie dziecka w małym, nudnym pomieszczeniu z wymiotującym wciąż dzieckiem. Praktycznie beż chwili dla siebie. Chyba tylko dzięki mojej Małgosi i częstym z nią rozmową telefonicznym udało mi się jakoś przetrwać (dosłownie) . Reasumując po drugim badaniu kontrolnym i wyraźnej poprawie Igor znów stanął w kolejce do zabiegu operacyjnego. :) Operację ustalono na dzień 13 grudnia 2007 w piątek.Coś nas te piątki 13-go prześladują. Przedtem musiał jeszcze sporo wycierpieć w licznych badaniach i próbach założenia mu drogi centralnej. To taka igła która na stałe jest w żyle. Wtedy też, przez łzy, Igor pierwszy raz powiedział tato w swój cudowny dziecięcy sposób. Do tej pory słyszę to pełne żałości z bezsilności „tati tati”, gdy dwie pielęgniarki 5-ty raz z rzędu nie mogły znaleźć żyły aby się wkuć. Serce się łamało i gdyby nie było to konieczne, to bym go wyrwał i mocno przytulił, uspokoił. Trochę to też jego wina, bo grubasek jeden tak bardzo kochał mleko, że przytył i żyły się schowały pod tłuszczykiem .

 


Ale udało się , niestety drogę założyli w stopę- bardzo niewygodne miejsce. Mnie pozostało już tylko podpisać kilka papierków o znanych zagrożeniach przeprowadzenia operacji i w ogóle wprowadzenie dziecka w śpiączkę farmakologiczna, itp. Pod wieczór Igor pojechał na operację. Z całych sił starałem się odrzucić od siebie myśl o tym, że być może widzę go już po raz ostatni. Taki pierwotny strach. Okropne kilka godzin w moim życiu. Ale wszystko poszło zgodnie z planem. Chirurg wyciął nieszczęsny stent z przewężoną aortą, a końcówki naciągnął i zszył. Istniało tu ryzyko rwania się ww. i konieczności wstawiania sztucznego implantu.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/panoramaigor2.jpg

 


Iguś to silny facet, z szybkością sprintera odleżał swoje na sali pooperacyjnej. Tylko niecałe 20 godzin, niestety niektóre dzieci spędzają tam nawet kilka tygodni. Cały czas myślałem, że naszego synka będą kroić wzdłuż mostka , a tu taka niespodzianka, bo ma tylko ok. 7 cm bliznę pod łopatką, która szybko znika. Super.

 


Nawet później na kardiochirurgii Igor w błyskawicznym tempie zdrowiał. Po 2 dniach odłączono mu sączek, ponieważ krwawienie ustało. Tutaj także łatwiej się przebywało, były spacerówki dla dzieci i pokój z zabawkami, a ja sam miałem z kimś od czasu do czasu pogadać. :)

 

 


W czwartek załatwiłem wypis i czym prędzej udaliśmy się znów na PKP. Tym razem już nie marudziłem na brud, choć droga do moich bliskich dłużyła się po dwakroć. W Gdańsku przywitała nas moja stęskniona kochana żona. Nawet drugi, starszy, syn też już nie mógł się doczekać.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/IW.jpg

 


Od tego czasu Igor świetnie się rozwija, prawdziwy z niego majsterkowicz. Wystarczy, że coś zobaczy , to w mig potrafi to powtórzyć. Dziękuję Ci Małgosiu za taki skarb.

 

 


http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/igu1111.jpg [/img]

 

 


niebawem cdn

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...