Dziennik budowy - i trochę retrospekcji
Nosiłam się z zamiarem rozpoczecia pisania ........... długo. Jak do tej pory perypetie związane z budową opisywałam swojej kumpeli, która momentami umierała ze śmiechu, a ostatnimi czasy coraz częściej załamywała ręce i pocieszała - dzięki Aga. Ostatnio załozyłam wątek pt." po czyjej stronie?" i ......widząc, że nie można uzyskać konkretnej, obiektywnej porady - bo forumowicze muszą mieć pełen obraz sytuacji -obiecałam, że szczegóły i zdjęcia umieszczę w dzienniku, bo duzo się tego uzbierało. Obietnic się dotrzymuje, więc jestem.
Stan budowy i mojego nastawienia do niej - jest stanem totalnego zawieszenia.........tu i teraz.
Zaczęło sie tak.............................................
W 2003 roku w Wielkanocny Poniedziałek mąż zabrał mnie i córkę na "spacer" samochodem. Wioskę znałam z przejazdów obok niej, w srodku nie byłam.
Samochod postawiliśmy przu placu zabaw dla dzieci a dalej na nogach. Piękne osiedle otoczone lasem w zasadzie z 4 stron. Stanęłam sobie w trawie po kolana, mech pachniał, szyszki walały sie pod nogami, ptaki śpiewały i ta cisza mimo wszystko.....................zakochałam się w tym miejscu.
Odszukanie właściciela nie było trudne, masakrą okazało się przekonanie go do sprzedaży działki. Telefony, prośby namawiania...gość był nieugęty . Dopadło nas zwątpienie, ale chęć budowy domu nie zniknęła.
Po jakimś czasie w miejscowości obok znaleźliśmy duuuuużą działkę rolną, którą mogliśmy odkupić od Agencji Nieruchomości Rolnych. Rozpoczęliśmy wszystkie procedury, po trzech miesiącach okazało się, że sprzedaż została wstrzymana ( nie doszło nawet do ogłoszenia przetargu), bo nie wiedzieli, że Krajowa Dyrekcja Dróg i Autostrad ma przy tej działce wkreśloną i zaplanowaną na niewiadomo kiedy, inwestycję przesunięcia drogi. Kolejny klops.........ale niebawem wychaczyliśmy kolejne fajne miejsce po drugiej stronie lasu. Od początku sprawdzanie wszystkiego, a skoro niedaleko domek jakiś się budował, to wydawało się, że będzie ok. Niestety...........grzebiąc w papierach wyszło na jaw, że w lasku jest cmentarz - jakiś poniemiecki, ale nieważne, mieszkać już tam nie chcialam.
Naszego miejsca na ziemi szukaliśmy dalej. Mijały, dni, tygodnie, miesiące...........
( ale o tym co było dalej w kolejnym "wejściu dziennika retrospekcyjnego" )
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia