Dziennik budowy - i trochę retrospekcji
Pod koniec 2005 roku raz jeszcze skontaktowalismy się z włascicielem działki, która nas tak urzekła. Oczywiście tej w dalszym ciągu nie chciał sprzedać (trzyma dla dzieci), ale zaraz z boku były już zrobione podziały na trzy 18-sto arowe działeczki a przy nich stały już nawet szafki energetyczne. Tylko tych 18 arów trochę kosztowało. Nie wiem jak to się stało, ale facet zgodził się na to, zebysmy sobie scalili te dwie 18-stki i podzilili na działki 12 arowe.
Hura wszystko było na dobrej drodze.............tyle tylko, że zima nas zaskoczyła. W lutym podpisałiśmy umowę przedwstępną i rozpoczęliśmy procedury papierologiczne, bo nowych kamieni granicznych do marca wbić nie mogliśmy. I to był najdłużej robiony podział w naszej historii, po drodze musielismy przejść wszystkie panie za biurkami, co to na wszystkim sie znają i takie panie, które w urzędach w czasie wakacji nie zastępują koleżanek........generalnie koszmar.
Akt własności mieliśmy dopiero na początku października. Chcieliśmy, aby choć u notariusza poszło sprawnie, dlatego akt podpisywaliśmy u kuzynki - trochę na innym terenie, niż nasza działka i kolejny kanał, bo akty tworzy się pod sędzinę z danego sądu i podpisywanie naszego trwało 3 godziny.....bo to nie tak, to siak , a tamto tez powinno być ujęte i wyszło 13 paragrafów....i ta trzynastka łaziła za nami od dnia kiedy po raz pierwszy zobaczyliśmy nasze miejsce na ziemi i chodzi nadal.
Pocieszeniem w rocznym oczekiwaniu na AKT WŁASNOŚCI była postawa sprzedającego. Facet umówił się z nami na cene w 2005 roku i do października 2006 jej nie podniósł, ani nie wkurzył i nie odmówił sprzedaży.
Przez cały ten cas wybieraliśmy oczywiście projekt, ale o tym za chwile, bo niedzielna kawusia na balkonie czeka - a nie mam niestety laptopa - co by pić i pisać jednoczesnie można było
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia