Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    207
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    261

Dziennik budowy - i trochę retrospekcji


YreQ

403 wyświetleń

"Kto ma miękkie serce, musi mieć twardą dupę" - mawia moja babcia, mama i teść...ostatnio.

 

 


Chyba już nie chcę dokładnie wracać do tego co było. Przejście przez zawirowania budowlane sporo zdrowia mnie kosztowały.

 

 


W maju nie było już naszej "pani kierownik" - w sumie jej osoba pojawia się na dobre, jak jej "nie było".

 


Do tego czasu na budowie była trzy razy - żeby odebrac zbrojenie fundamentów, potem żeby zwrócić uwagę majstrowi, który tak przygotował fundament pod późniejszy komin - aby można go było w nośną wcisnąć - ja się nie chciałam zgodzić, on nie słuchał, więc przyjechała a trzeci raz była przy laniu płyty fundamentowej. I to tyle jeśli chodzi o jej NAOCZNE doglądanie budowy. Ahh o przepustach tez mu mówiła, ale ją olał, więc kierowniczka nie wracała do tego tematu - w końcu nie ona miała tam mieszkać.

 


Wyjechała na prawie 2 miesiące do Genewy na wczasy, a zgadzając się na kierownikowanie nic o tym nie mówiła, dowiedzieliśmy się od osób trzecich, o mały włos nie moglibyśmy złożyć papierów o kredyt, bo kto by je podbił? Fundamenty i działkę mieliśmy wnieść jako wkład własny.

 

 


A tam gdzie kota nie ma..........................ale czy wykonawca się jej bał...?

 

 


Przez cały miesiąc nie pokazał się na budowie wcale a miał być po 15 maja - teraz wiem, że najważniejsza jest precyzja, bo listopad też jest po 15 maja, prawda?

 


Wiedział - bo i umowa taka była , a i sam też obiecywał ( m.in. po wpadkach przy fundamentach), że jak wejdzie to z całą ekipą, żeby szybko ściany pociągnąć i strop wylać. Wiedział, że jak mąż przyjedzie na budowę i zobaczy samych ludków od niego - a on będzie fruwał po innych budowach - to ich pogoni.

 


Żeby w ogóle zaczęli robić, trzeba było po nich wydzwaniać albo jeździć.....i obiecywał, że w przyszłym tygodniu, a z tego przyszłego robił się kolejny i tak w koło Macieja.

 


W końcu się pojawili, sam majster był może ze 3 godziny a potem.... zostawił samych............no właśnie, kogo?

 


Ponownie zaczęło się dzwonienie, wyjaśnianie, obiecywanie i kombinowanie, wodzenie za nos - bo dobrze wiedzieli, że nie znaleźliśmy nikogo innego, a materiały kupione, więźba zamówieona na sierpień a dachówka ma być już w tym miesiącu.

 


Przy drugim i trzecim razem robili sami, zaczęło wysadzać korki u sąsiadów , bo "fachowcy" mieli kabel do d...., nagle okazało się , że tak naprawdę sprzętu też nie mają - piszę te wspomnienia i sama w to nie wierzę, dlaczego dałam się w taki kanał wpuścić - rusztowań też nie było, za to świetnie ich funkcję zastąpiły deski do szalunków. Mam np. świetnie zbitą drabinę i inne " dogadzacze". Zaczęły się problemy z porządkiem na działce, codziennie jeździliśmy tam sprzątać, bo folia, worki po cemencie, taśmy i inne rzeczy hulały jak halny w górach, do tego z każdym dniem coraz więcej puszek po piwie wynosiłam.................. - A NIE JA PIŁAM.

 


Oczywiście w między czasie nastąpił brak zainteresowania tym, co stawiają i co w projekcie jest napisane, bloczki murowali, potem je wybijali, przyjeżdżaliśmy i okazywało się, że nie tak wszystko, następnie musieli 2x poprawić nadproża, a za trzecim razem MIARKA SIE PRZEBRAŁA...........a było to 21 czerwca.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...